piątek, 10 października 2025

Chiński szantaż metalami ziem rzadkich 2.0 - zapowiadała się ciekawa dekada… mamy ciekawe czasy

 Kiedy w październiku 2010 roku pisałem tekst „Chiński szantaż metalami ziem rzadkich”, kończyłem go zdaniem: „Zapowiada się ciekawa dekada przed nami…”. Wtedy był to komentarz publicystyczny, ale z mocnym przeczuciem, że rozpoczął się proces, który wcześniej czy później przyniesie globalne skutki. Piętnaście lat później analizuję bieżące wydarzenia i widzę, jak tamte ostrzeżenia właśnie stają się rzeczywistością.

Już rok wcześniej, w 2009 roku, w artykule „Światowe wojny ekonomiczne” pisałem, że globalne konflikty coraz rzadziej przybierają formę klasycznych wojen, a coraz częściej rozgrywają się w sferze gospodarki — poprzez surowce, kontrolę eksportu, walutę i technologie. Wtedy wydawało się to Science Fiction. Dziś to po prostu codzienność.

By Peggy Greb, US department of agriculture - http://www.ars.usda.gov/is/graphics/photos/jun05/d115-1.htm, Public Domain, Link

Chiny właśnie ogłosiły nowy system licencyjny na eksport pięciu kluczowych pierwiastków ziem rzadkich: holmu, erbu, tulu, europu i iterbu. Do tego wprowadzają licencje również na eksport produktów zawierających te pierwiastki oraz technologii przetwarzania. Zmiany wchodzą w życie 8 listopada 2025 roku. Zgodnie z opublikowanymi zasadami wnioski związane z zastosowaniami wojskowymi mają być odrzucane automatycznie, a więc de facto Pekin uzyskuje możliwość decydowania, kto i w jakim zakresie będzie mógł korzystać z tych strategicznych surowców i powiązanych z nimi technologii. Nie jest to już zwykłe ograniczenie eksportowe — to mechanizm selektywnej kontroli i nacisku.

Sytuacja jest poważna, bo Chiny kontrolują około 90% światowego przetwarzania metali ziem rzadkich. Nawet jeśli inne kraje dysponują pewnymi złożami, nie posiadają zdolności przemysłowych, które pozwoliłyby na uniezależnienie się od Chin w krótkim czasie. W przypadku Niemiec aż 92% importowanych magnesów pochodzi właśnie z Chin. Uzależnienie jest więc faktem, a Pekin doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

To wszystko nie wydarzyło się z dnia na dzień. Piętnaście lat temu pisałem, że ograniczenia eksportowe mogą być wstępem do bardziej agresywnej strategii gospodarczej. I właśnie tak się stało. Najpierw Chiny zdominowały rynek tanim eksportem, skutecznie wypychając konkurencję z USA, Australii czy Europy. Przez lata utrzymywały swoją pozycję monopolisty, podczas gdy Zachód przyglądał się biernie i odkładał inwestycje w alternatywy. Gdy kontrola była już faktem, Pekin stopniowo wprowadzał ograniczenia — najpierw kwotowe, potem jakościowe, a dziś przyszedł czas na pełną kontrolę licencyjną, w której to chińskie władze decydują, kto może mieć dostęp do surowców i w jakim zakresie. Tym samym kontrola nad rynkiem została przekształcona w instrument bezpośredniego nacisku geopolitycznego.

To, co obserwujemy, jest czystą postacią wojny ekonomicznej. Chiny nie muszą niczego otwarcie ogłaszać ani nikomu grozić. Sama konstrukcja systemu handlu metalami ziem rzadkich daje im potężną dźwignię strategiczną. W praktyce Pekin zyskał narzędzie do wpływania na tempo i kierunek rozwoju zaawansowanych gałęzi przemysłu — od sektora zbrojeniowego po półprzewodniki, technologie kosmiczne i energetykę. Państwa Zachodu znajdują się dziś w sytuacji, przed którą ostrzegałem w 2010 roku: uzależnione od jednego dostawcy i pozbawione krótkoterminowej alternatywy.

W ostatnich miesiącach pojawiły się w Europie i USA liczne deklaracje dotyczące dywersyfikacji dostaw i inwestycji w przetwarzanie metali ziem rzadkich poza Chinami. Trwają projekty związane z recyklingiem i uruchamianiem własnych zdolności produkcyjnych. W Polsce również pojawiają się zapowiedzi dotyczące surowców krytycznych. Ale to wszystko dzieje się dopiero teraz, gdy Pekin wykonał ruch, który był do przewidzenia od ponad dekady. Zachód przespał czas, w którym mógł zbudować realne alternatywy.

Gdy w 2009 roku pisałem o wojnach ekonomicznych, wydawało się to publicystyczną przesadą. Gdy w 2010 roku opisywałem chińską strategię na rynku metali ziem rzadkich, wielu traktowało to jako akademicką prognozę. Dziś nie jest to ani teoria, ani spekulacja — to twarda rzeczywistość gospodarcza i geopolityczna, z którą muszą się zmierzyć wszystkie państwa rozwinięte.

To nie jest nowy kryzys. To konsekwentnie realizowany plan. I to dokładnie ten sam, który był opisywany tutaj piętnaście lat temu.

sobota, 27 września 2025

Nowe założenia polityki pienięznej NBP

 Narodowy Bank Polski w najnowszych założeniach polityki pieniężnej przewiduje, że średnioroczna inflacja w 2026 roku będzie niższa niż w 2025 r. Dotyczy to zarówno ogólnego wskaźnika cen konsumpcyjnych (CPI), jak i inflacji bazowej.

W lipcu 2025 r. inflacja CPI spadła już poniżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego NBP. Bank centralny podkreśla jednak, że dalsze kształtowanie się inflacji będzie w dużej mierze zależne od dynamiki cen energii. Tempo obniżania się inflacji bazowej może być powolne, co pozostaje jednym z kluczowych wyzwań.

NBP prognozuje, że wzrost PKB w drugiej połowie 2025 r. utrzyma się na poziomie zbliżonym do pierwszego półrocza. W 2026 roku możliwe jest lekkie spowolnienie aktywności gospodarczej, choć nadal mają ją wspierać rosnące inwestycje.

Korzystna sytuacja na rynku pracy – niska stopa bezrobocia i rosnąca konsumpcja – będą sprzyjały utrzymaniu stabilności. Jednocześnie oczekuje się stopniowego spowolnienia dynamiki wynagrodzeń.

Na kondycję polskiej gospodarki silnie wpływać będzie sytuacja za granicą. Szczególnie istotna pozostaje gospodarka niemiecka oraz globalna polityka handlowa, które mogą stanowić źródło niepewności.

Prognozy wskazują na stopniową stabilizację – niższą inflację i utrzymanie wzrostu gospodarczego. Choć czynniki zewnętrzne mogą spowodować wyzwania, fundamenty gospodarki – inwestycje i rynek pracy – pozostają solidne.

wtorek, 16 września 2025

Sankcja kredytu darmowego (SKD) od lat budzi emocje zarówno wśród kredytobiorców, jak i instytucji finansowych. Choć jej mechanizm został szczegółowo uregulowany w ustawie o kredycie konsumenckim, wokół tej instytucji urosło wiele mitów, które skutecznie zniechęcają część konsumentów do dochodzenia swoich praw. Często są one rozpowszechniane przez banki i firmy pożyczkowe, nierzadko w celu zminimalizowania ryzyka roszczeń. Poniżej przedstawiamy pięć najczęściej powielanych nieprawdziwych przekonań na temat SKD – wraz z ich rzetelnym sprostowaniem.


Mit 1: Sankcja działa tylko przy dużych błędach w umowie

Jednym z powszechniejszych nieporozumień jest przekonanie, że sankcję kredytu darmowego można zastosować wyłącznie wtedy, gdy umowa kredytowa zawiera rażące naruszenia, np. nie zawiera wysokości raty lub okresu spłaty. Tymczasem ustawa o kredycie konsumenckim nie różnicuje wagi błędów – wystarczy, że kredytodawca naruszy jeden z ustawowych obowiązków informacyjnych, niezależnie od tego, czy skutkuje to poważnymi konsekwencjami dla konsumenta.

Zastosowanie sankcji możliwe jest m.in. w przypadku:

  • braku wskazania rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO),
  • niewłaściwego formularza informacyjnego,
  • braku informacji o prawie do wcześniejszej spłaty,
  • nieprawidłowego określenia całkowitego kosztu kredytu.

Orzecznictwo sądowe potwierdza, że nawet drobne uchybienia formalne – jeżeli mieszczą się w katalogu z art. 45 ustawy – mogą stanowić podstawę do uznania umowy za naruszającą przepisy.

Mit 2: Tylko kredyty hipoteczne można „unieważniać”

To błędne przekonanie często wynika z medialnego szumu wokół tzw. kredytów frankowych, gdzie rzeczywiście dochodzi do „unieważniania” całych umów. W przypadku SKD mówimy o innej formie sankcji – nie polega ona na stwierdzeniu nieważności umowy, lecz na przekształceniu jej w kredyt nieodpłatny. Konsument zobowiązany jest wówczas do zwrotu wyłącznie kapitału – bez żadnych odsetek, prowizji ani kosztów dodatkowych.

Sankcja ta nie dotyczy kredytów hipotecznych, lecz wyłącznie kredytów konsumenckich – to znaczy takich, które:

  • zostały udzielone osobie fizycznej,
  • nie przekraczają kwoty 255 550 zł,
  • są odpłatne,
  • zawarte zostały po 18 grudnia 2011 r.

Mitem jest więc twierdzenie, że sankcja działa „tak jak we frankach” – ale równie nieprawdziwe jest przekonanie, że nie daje żadnych realnych korzyści.

Mit 3: Po spłacie kredytu nic już nie można zrobić

To jeden z mitów, który prowadzi do zaniechania działań przez tysiące konsumentów. W rzeczywistości ustawa jasno stanowi, że na złożenie oświadczenia o sankcji konsument ma 1 rok od dnia spłaty kredytu. Nie ma więc znaczenia, czy kredyt w całości został już uregulowany – dopóki nie minął wspomniany termin, można dochodzić zwrotu kosztów.

Co więcej, zgodnie z aktualną linią orzeczniczą, w sytuacji gdy sankcja została skutecznie uruchomiona, konsumentowi przysługuje roszczenie o zwrot nienależnie pobranych opłat – niezależnie od tego, czy kredyt był spłacany terminowo, czy przed czasem.

Dla osób, które nie wiedzą, jak zweryfikować swoją sytuację, pomocna może być analiza dokumentów przez kancelarię specjalizującą się w sprawach SKD. Przykładowo, na stronie Sankcja kredytu darmowego  można zasięgnąć informacji o bezpłatnej analizie umowy i uzyskać wskazówki dotyczące dalszych kroków.

Mit 4: Sankcja nie działa, jeśli kredyt był ratalny lub odnawialny

Niektórzy kredytobiorcy są błędnie przekonani, że SKD przysługuje tylko w przypadku kredytów gotówkowych, a nie obejmuje np. kredytów ratalnych, limitów na karcie kredytowej czy zakupów na raty w sklepach.

Tymczasem ustawa o kredycie konsumenckim nie różnicuje między rodzajami kredytów – istotne są jedynie kryteria ustawowe (osoba fizyczna, limit kwotowy, odpłatność, termin zawarcia). W praktyce oznacza to, że zakup telewizora na raty lub korzystanie z kredytu odnawialnego również mogą być objęte sankcją – o ile dokumenty zawierają wymagane uchybienia.

To istotna wiadomość zwłaszcza dla konsumentów korzystających z tzw. sprzedaży ratalnej w punktach handlowych – wiele umów zawieranych w takich okolicznościach nie spełnia ustawowych wymogów, zwłaszcza jeśli przygotowywane są przez pośredników lub przedstawicieli handlowych.

Mit 5: TSUE nic nie zmienił – to tylko krajowy problem

Ostatni z często powielanych mitów odnosi się do wpływu prawa unijnego. Wbrew tej narracji, Trybunał Sprawiedliwości UE jednoznacznie wypowiedział się na korzyść konsumentów. W wyroku C-127/22 z grudnia 2023 r. TSUE wskazał, że:

  • obowiązki informacyjne są fundamentalne z punktu widzenia unijnego prawa konsumenckiego,
  • uchybienia w tej sferze nie mogą być trywializowane przez sądy krajowe,
  • konsument nie musi wykazywać, że brak informacji wpłynął na jego decyzję – samo naruszenie wystarczy.

To orzeczenie podważyło dotychczasowe strategie obrony stosowane przez kredytodawców, którzy często twierdzili, że błąd nie był „istotny” lub „szkodliwy”. W praktyce wyrok TSUE oznacza, że sądy krajowe muszą stosować prawo konsumenckie w sposób realnie skuteczny – a nie tylko formalny.

Rzetelna wiedza to realna ochrona interesów

Prawa konsumenta w relacjach z instytucjami finansowymi są coraz lepiej chronione – zarówno przez ustawodawcę krajowego, jak i przez prawo unijne. Jednak dopóki utrzymują się mity na temat sankcji kredytu darmowego, wielu kredytobiorców nie sięga po przysługujące im uprawnienia.

Rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji – celowo lub wskutek nieporozumień – działa na korzyść podmiotów finansowych. Dlatego kluczowe znaczenie ma edukacja, dostęp do rzetelnych źródeł oraz profesjonalna pomoc prawna.

środa, 10 września 2025

Co dalej ze stopami procentowymi po wrześniowej obniżce?

Na początku września Rada Polityki Pieniężnej po raz kolejny obniżyła stopy procentowe – tym razem o 0,25 pkt proc. Stopa referencyjna wynosi obecnie 4,75 proc., a decyzja była zgodna z przewidywaniami rynku. To już trzecia redukcja w tym roku, co świadczy o kontynuacji cyklu luzowania polityki pieniężnej rozpoczętego w maju, po wcześniejszym długim okresie stabilizacji.

Nie ma jednak zgody co do tego, jak będzie wyglądał dalszy przebieg tego cyklu. Wypowiedzi członków RPP ujawniają duże rozbieżności: od głosów o możliwości jeszcze jednej lub dwóch obniżek do końca roku, po opinie wskazujące na konieczność zatrzymania procesu. Profesor Przemysław Litwiniuk sugeruje, że listopad – wraz z nową projekcją inflacyjną – będzie dobrym momentem na rozważenie kolejnego ruchu w dół. Z kolei Wiesław Janczyk i Henryk Wnorowski wskazują, że w grę wchodzi co najwyżej jedno cięcie, a równie prawdopodobna jest dłuższa pauza.

Czynnikiem kluczowym pozostaje inflacja. Rząd podjął decyzję o przedłużeniu zamrożenia cen energii, co istotnie ogranicza presję inflacyjną, ale jednocześnie maskuje jej fundamentalne źródła. Jednocześnie obserwowany wzrost wynagrodzeń – choć ostatnio nieco słabszy – wciąż budzi wątpliwości co do trwałości procesu dezinflacyjnego. Litwiniuk ostrzega także przed „rozrzutnym” budżetem, który w jego ocenie ogranicza przestrzeń RPP do cięć.

Na drugim biegunie debaty znajduje się Joanna Tyrowicz, która wprost twierdzi, że stopy procentowe są dziś zbyt niskie. Jej zdaniem właściwy poziom wynosiłby 5,75 proc., a kolejne obniżki grożą podważeniem wiarygodności polityki pieniężnej. Podkreśla też, że bez trwałego spadku inflacji bazowej poniżej 2 proc. nie ma podstaw do luzowania. To stanowisko odosobnione, ale istotne – pokazuje skalę napięć wewnątrz Rady.

Patrząc w przyszłość, scenariusze są bardzo różne. Część członków RPP widzi miejsce na stopniowe zejście stóp w okolice 3,5–4 proc., ale dopiero w perspektywie 2026 r. i tylko przy utrzymaniu inflacji w pobliżu celu NBP (2,5 proc.). Inni wskazują, że przy obecnym otoczeniu – wysokiej niepewności geopolitycznej, ryzykach fiskalnych i nadal wysokiej dynamice płac – dalsze cięcia mogą być ryzykowne.

Ostatecznie polityka pieniężna w Polsce wchodzi w fazę dużej ostrożności. Choć rynek wciąż liczy na dalsze obniżki, coraz wyraźniej widać, że RPP będzie reagować elastycznie na dane i ryzyka, a nie na wcześniejsze zapowiedzi. Listopad, wraz z nową projekcją inflacji, może przynieść kolejne cięcie, ale równie dobrze może okazać się początkiem dłuższej pauzy.

piątek, 29 sierpnia 2025

Jeszcze reminiscencje afery Amber Gold

Pamiętacie jak kilkanaście lat temu wybuchła afera Amber Gold? 

Pisałem o tym nawet na łamach tego bloga. Sprawa ta była symbolem piramidy finansowej w biały dzień – firma obiecywała złote góry, kusząc klientów oprocentowaniem lokat sięgającym nawet 16% rocznie, rzekomo zabezpieczonych inwestycjami w kruszce. Tysiące osób uwierzyło w ten scenariusz, a gdy w sierpniu 2012 roku Amber Gold ogłosiła likwidację, okazało się, że w kasie brakuje setek milionów złotych. Ponad 18 tysięcy osób straciło oszczędności życia, a łączna skala strat sięgnęła blisko 851 mln zł. 

Od tamtej pory sprawa ciągnęła się w sądach latami. Twórcy Amber Gold – Marcin i Katarzyna P. – zostali skazani na wieloletnie kary więzienia. Ale osobnym wątkiem pozostawała odpowiedzialność państwa. Bo czy gdyby instytucje nadzoru i prokuratura zareagowały szybciej na pierwsze sygnały o nieprawidłowościach, można było ograniczyć skalę tragedii? Sąd I instancji uznał, że tak – i częściowo przyznał rację poszkodowanym, wskazując, że organy ścigania działały ze znaczną zwłoką. 

Teraz jednak Sąd Apelacyjny w Warszawie zmienił ten wyrok i oddalił powództwo wobec Skarbu Państwa w całości. W ocenie sądu, państwo nie może ponosić odpowiedzialności za ryzykowne decyzje inwestorów, którzy świadomie powierzali swoje pieniądze prywatnej firmie, kuszącej ponadprzeciętnymi zyskami. Innymi słowy – opieszałość urzędów i prokuratury to jedno, ale inwestorzy muszą wziąć na siebie ciężar własnych wyborów. 

Ta decyzja jest kolejnym rozdziałem afery, która odcisnęła piętno nie tylko na tysiącach ludzi, ale i na całym systemie finansowym w Polsce. Pokazała, jak łatwo można zbudować iluzję bezpieczeństwa i jak wielu klientów gotowych jest zaryzykować, gdy obietnica zysków brzmi zbyt dobrze, by była prawdziwa. Amber Gold stało się lekcją, za którą społeczeństwo zapłaciło bardzo wysoką cenę – a konsekwencje tej lekcji odczuwamy do dziś.



-->