Natknąłem się ostatnio na dwa artykuły (w Rzeczpospolitej i Wyborczej) poświęcone inwestowaniu w dzieła sztuki. W zasadzie temat rozważań sprowadza się do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy inwestowanie w sztukę może i powinno być jednocześnie kolekcjonowaniem dzieł sztuki z pobudek estetycznych. Inaczej - czy możemy być inwestorem jeżeli posiadamy emocjonalny i estetyczny stosunek do dzieła?
Moim zdaniem emocje są złym doradcą. Owszem dzieła sztuki, także te inwestycyjne, powinny zaspokajać nasze poczucie estetyki, ale kupowanie i sprzedawanie ich pod wpływem emocji (a o te przy estetycznym kontakcie z dziełem nietrudno) jest złym pomysłem.
Cytując wypowiedź z wywiadu z Andrzejem Koźmińskim:
"Istnieje, moim zdaniem mylne, przekonanie, że dzieła sztuki są dobrą lokatą pieniędzy.
(...) Jeśli ktoś kupuje dzieła sztuki jako kolekcjoner - to znaczy kupuje to, co mu serce dyktuje, przeciętny przyrost cen w dłuższym czasie nie jest wyższy od przychodów pochodzących z lokat bankowych. (...) Owszem, na tym można zarobić pieniądze, jeśli ktoś zawodowo się tym zajmuje, kupuje i sprzedaje w odpowiednich momentach albo bez reszty poświęci się temu jako prywatny inwestor."
Ja się z tą opinią bez reszty zgadzam. Zatem dla przyjemności kupujmy sobie dzieła sztuki aby zaspokoić uczucia estetyczne. A inwestycyjnie tylko wtedy jeżeli zajmujemy się tym, lub chcemy się tym zająć profesjonalnie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.