Na blogach finansowych trwa właśnie wyliczanie wszystkich możliwych sposobów i metod oszczędzania każdego grosza aby za rok/dwa/pięć/dziesięć dzięki "mocy procentu składanego" zostać milionerem.
W sumie słusznie. Ja też odkładam i uważam, że oszczędzanie jest cechą pozytywną i oszczędności po prostu trzeba mieć. Zatem zamiast wydaewać pieniądze na głupoty, oszczędzajmy a potem inwestujmy...
No właśnie, bo przecież nie o oszczędzaniu chciałem napisać, tylko o jednej z inwestycji, która w gwarantowany sposób przynosi najwyższe stopy zwrotu. Chciałem napisać o inwestycji w wartość trwałą, niezbywalną i niewyczerpywalną, istną kopalnię złota...
Chodzi o inwestowanie w swoją wiedzę. Wielu czytelników blogów finansowych i stron o podobnej tematyce zadaje sobie pytanie jak osiągnąć tak zwaną "wolność finansową", czerpią wzory przy tym z autorów książek, którzy pracują cztery godziny tygodniowo, czy też naganiają wszystkich do inwestowania w nieruchomości.
Otóż to co chcę powiedzieć może nie sprawi, że będziemy pracowali po cztery godziny tygodniowo (chociaż kto wie), ale na pewno może podnieść naszą wartość w oczach aktualnego czy przyszłego pracodawcy. I może nie da nam wolności finansowej rozumianej jako posiadanie na koncie miliona czy dwóch (chociaż też niewykluczone), ale niewątpliwie da nam narzędzie jakie pozwoli nam, z mniejszymi obawami o naszą przyszłość, iść przez życie i zarabiać pieniądze w ten czy w inny sposób.
Inwestowanie w wiedzę - w swoją wiedzę, czyli w siebie samego, polega na poświęcaniu swojego czasu i pieniędzy na pozyskiwanie umiejętności i wiedzy, która przyda się nam w naszym życiu zawodowym bezpośrednio lub pośrednio. Mowa tu o dokształcaniu się, ustawicznym poszerzaniu swoich doświadczeń zawodowych poza podstawową pracą i pozyskiwaniu wiedzy w tym kierunku. Mówię o kursach i studiach, które czasem nawet bezpośrednio nie mają jednoznacznego związku z zajęciem, które wykonujemy, ale albo poszerzają nasze horyzonty dając nowy zawód, albo daję wiedzę pozwalającą bez obaw przekwalifikować się w przyszłości. Można też iść w drugą stronę - to jest specjalizować się w pewnej wąskiej określonej dziedzinie, w której nam po drodze z aktualnie wykonywanym zawodem. Nie traciłbym jednak z oczu szans na poszerzanie horyzontów, bo do czego prowadzi zbytnia specjalizacja dobitnie pokazały nam dinozaury, czy niektóre ginące zawody.
No dobra, piszę o kształceniu, gdzie tu inwestycja? Cóż, nie ma nic za darmo, to i kształcenie kosztuje. Kosztem są pieniądze i czas. Ale czy jeżeli za dwa tysiące zrobimy studia podyplomowe dzięki którym będziemy potem zarabiali pięćset złotych więcej to czy taka inwestycja nie jest lepsza od wsadzenia tych pieniędzy na lokatę czy konto oszczędnościowe?
Czy jeżeli zrobimy kurs, którego wiedza pozwoli nam osiągać lepsze wyniki inwestycyjne to czy nie jest to dobrze wydany pieniądz?
Pieniądz wydany na zdobycie czegoś niezbywalnego i multiplikującego efekty wszystkich naszych przyszłych działań w kierunku osiągania celów finansowych.
Niech nas nie zwiodą przykłady ludzi, którzy rzuciwszy studia osiągnęli w garażu zbudowanie multimilionowego biznesu. Po pierwsze oni też inwestowali swój czas w know-how, bez którego by tego biznesu nie zrobili, a po drugie nie każdemu jest to dane i nie powinno nas to zamykać na okazje nauczenia się nowych rzeczy w ten czy w inny sposób.
Oby w dążeniu do stania się wolnymi finansowo milionerami nie stracić z oczu szans powiększenia swojej wiedzy i przez to (w znacznie dłuższym terminie) osiągania wymarzonej finansowej wolności. Czego sobie i wszystkim czytelnikom na ten 2010 rok z całego serca życzę.