Przeczytałem sobie dziś pewien artykuł w Rzeczpospolitej, w którym wyczytałem między innymi, że "Poziom globalnego bogactwa wzrósł w 2009 r. o 11,5 proc. Wartość zarządzanych aktywów to 111,5 mld dol. – niemal tyle co w 2007 r. Na Polskę przypada szacunkowo 1,7 bln dol." Po tej lekturze naszły mnie dwie refleksje.
Pierwsza refleksja to wątpliwość dotycząca tego jak mierzyć bogactwo w ogóle. No bo co innego znaczy bogactwo w Bangladeszu a co innego w Szwecji. Jest to generalnie problem, z którym trudno się uporać. Swego czasu mierzył się z nim Grzegorz Kołodko w swojej książce "Wędrujący świat". Polecam ją jako ciekawą lekturę, z której trzeba niestety odfiltrować trochę socjalizmu.
Druga refleksja jest natury czasowej. Jak wiemy wartość pieniądza zmienia się w czasie (w skutek inflacji). Zatem dolar z 2007 roku to nie ten sam dolar co dziś. Tymczasem nie wiem czy to zostało uwzględnione w przywołanym w tym artykule (na stronach BCG też nie znalazłem takich informacji). Porównywanie wartości nominalnych byłoby poważnym, acz częstym błędem merytorycznym.
Konsekwencją tego jest refleksja czy może miernikiem globalnej wartości aktywów, które są brane do obliczenia "bogactwa" nie powinna być waluta uniwersalna jaka jest np złoto? Chociaż, o czym niektórzy może nie wiedzą, ono także podlega inflacji.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.