Przeglądam czasem co tam wypisuje się w komentarzach na temat rynku złota i coraz częściej stwierdzam, że poziom bełkotu czasem wychodzi już poza skalę. Przykład? Proszę bardzo, oto przykład, który poprowadzi nas ścieżką rozważań o tym jaka jest naprawdę uniwersalna wartość złota.
Po przeczytaniu tego artykułu trzy razy, nie sposób zrozumieć do czego zmierzał jego autor. Inna sprawa, że popełnia sporo błędów logicznych. Wziąwszy kilka po kolei.
Autor stawia tezę, jakoby cena złota była wszędzie taka sama. Cytuję: "Jego cena jest w każdym miejscu naszego globu taka sama - czy to w Londynie, Nowym Jorku, Tokio, Warszawie." Popełnia tu jednocześnie kilka błędów, których jako "główny analityk" Investors TFI S.A. nie powinien popełniać. Po pierwsze złoto jako uniwersalny pieniądz, będący niemalże jak pieniądz pierwotny (co z resztą autor sam przyznaje pisząc dalej "Złoto stanowi w dalszym ciągu uniwersalną walutę dla rządów oraz banków centralnych, nawet po upadku złotego standardu") może służyć do wyrażania cen różnych dóbr. Tak więc coś co nazywamy ceną złota jest de facto odwrotnością ceny danego dobra w złocie. Tymczasem ceny różnych dóbr wyrażone w złocie różnią się w zależności od miejsca na świecie. Różne są przecież uwarunkowania ekonomiczne.
Owszem, cena złota wyrażona w dolarach jest mniej więcej jednakowa na całym świecie, ale tu też mamy do czynienia z różnicami wynikającymi z miejsca dokonywania transakcji. Istnieją niewielkie różnice pomiędzy rynkami w Nowym Jorku, Hong Kongu, Zurychu czy Londynie. Wynikają one z różnic w podaży i popycie na danym rynku, oraz z kosztów przechowywania i transportu złota.Dla przeciętnego inwestora nie mają one znaczenia, ale istnieją.
Na to nakładają się fluktuacje cen walut względem waluty, w której złoto wyceniamy (zwykle dolara). Tak więc te ceny nie do końca są takie same na całym świecie.
Owszem, cena złota wyrażona w dolarach jest mniej więcej jednakowa na całym świecie, ale tu też mamy do czynienia z różnicami wynikającymi z miejsca dokonywania transakcji. Istnieją niewielkie różnice pomiędzy rynkami w Nowym Jorku, Hong Kongu, Zurychu czy Londynie. Wynikają one z różnic w podaży i popycie na danym rynku, oraz z kosztów przechowywania i transportu złota.Dla przeciętnego inwestora nie mają one znaczenia, ale istnieją.
Na to nakładają się fluktuacje cen walut względem waluty, w której złoto wyceniamy (zwykle dolara). Tak więc te ceny nie do końca są takie same na całym świecie.
Autor stawia tezę, że wraz ze wzrostem bogactwa drożeje złoto. Czytamy "Wraz ze wzrostem poziomu bogactwa na świecie drożeje również złoto, natomiast w przypadku pogorszenia sytuacji ekonomicznej jego cena spada". Uważam to stwierdzenie za szczególny rodzaj bzdury. Bo po pierwsze wiemy, że cena złota wzrosła w ciągu ostatnich dziesięciu lat z poziomu około 257-300 dolarów za uncję do poziomu 1100-1300 dolarów za uncję. Czy to oznacza, że światowe bogactwo zwiększyło się ponad czterokrotnie? Inna sprawa, że upieramy się przy mierzeniu ceny złota w dolarach, ale dlaczego mielibyśmy mierzyć cenę złota w dolarach skoro pisaliśmy, że ceny złota są wszędzie takie same? Jaka jest miara światowego bogactwa? Na pewno nie jest to cena złota. Bo cena złota rosła kiedy świat biedniał w skutek kryzysu. A może nie dopuszczamy myśli, że cena dolara spadła? Ale skoro autor pisze w innym miejscu artykułu "Inflacja jest jednym z istotnych motorów napędzających ceny złota podobnie, jak dekoniunktura w amerykańskiej gospodarce oraz na rynku akcji" to jak to się ma do tego, jakoby cena złota wyrażała wzrost bogactwa? Znaczy się inflacja zwiększa bogactwo? Brawa dla autora!
Autor stawia pytanie "Skąd więc złoto czerpie wartość? Jest oczywistym, że ceny złota wynikają z wielkości podaży i popytu". No oczywiście, ze jest oczywistym, że ceny złota są kształtowane przez prawa ekonomii. Ale ta odpowiedź nie jest odpowiedzią na tak postawione pytanie o wartość. Trystero fajnie napisał na swoim blogu cytując z kolei Reformed Broker "złoto jak każda inna rzecz na tym świecie nie ma żadnej wartości, jest bezcenne, albo ma dowolną wartość pomiędzy tymi dwoma ekstremami. Wszystko zależy od tego jaką wartość przypiszą złotu ludzie, którzy chcą go kupić lub sprzedać". Złoto czerpie swoją wartość z, uzasadnionego historycznie, przekonania że jest prawdziwym pieniądzem. Dlaczego?
Weźmy definicję pieniądza - jest to powszechnie akceptowany z mocy prawa lub zwyczaju środek regulowania zobowiązań, pełniący rolę powszechnego ekwiwalentu. Wyróżniamy następujące ekonomiczne funkcje pieniądza: transakcyjną - zapewnia realizację wymiany wartości dóbr w transakcjach kupna i sprzedaży, obrachunkową - pozwala mierzyć wartość rzeczy, płatniczą - pozwala przenieść termin płatności wartości za towar w czasie, tezauryzacyjną - pozwala akumulować bogactwo.
Wszystkie te funkcje są spełniane przez złoto z mocy wspólnego społecznego i powszechnego przekonania, że tak właśnie jest. Równie dobrze mogłyby spełniać tę funkcję muszelki, lub też kamienie rai. W złocie możemy mierzyć wartość rzeczy, możemy nim płacić, możemy w nim akumulować oszczędności. Złoto ma tę jedną zaletę nad muszelkami, że historycznie na świecie panuje przekonanie, że z mocy zwyczaju zostanie ono zaakceptowane przez innych jako środek płatniczy, że wymienimy go na dowolną walutę i zapłacimy za dowolny towar. Tak było i jest nadal i na tym chyba polega uniwersalna wartość złota. A cena owszem, zależy od podaży i popytu, tyle że cena a wartość to subtelnie różne pojęcia. Wydaje się, że analitycy Investors TFI powinni te pojęcia odróżniać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.