czwartek, 30 czerwca 2011

Grecja uratowana (?)

Wczoraj przy akompaniamencie protestów parlament grecki przegłosował pierwszą turę reform, dziś drugą. Jak rynek obiegła ta informacja, której towarzyszyło wystąpienie ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeuble o tym, że prywatni inwestorzy i banki będą partycypowały w pomocy dla Grecji. 

Na pewno ta informacja podziałała na spekulantów, którzy na franku grali przeciwko złotówce. Skalę tej spekulacji pokazuje gwałtowne umacnianie się złotówki do franka w miarę jak zamykali pozycje. W niecałe pól godziny zrobiliśmy tyle ile w drugą stronę szło przez cały zeszły tydzień. Spirala spekulacji się odkręca.



Czy Grecja jest uratowana? Mam obawy aby sądzić, że jest to odwlekaniem problemu w dalszą przyszłość.
Na razie przynajmniej uratowana (chwilowo?) wydaje się być złotówka.

Obniżenie sentymentu do obligacji, powraca sentyment do lokat

Konsekwencją obecnej sytuacji na rynku obligacji korporacyjnych Catalyst, o której pisałem wczoraj (niewypłacenie odsetek od obligacji przez SPZ Krzętle i niewykupienie obligacji przez Anti) jest spadek mojego sentymentu inwestycyjnego do całego segmentu "obligacje" z pozytywnego do neutralnego. Jest to także konsekwencja nie podnoszenia nominalnych stóp procentowych na detalicznych obligacjach skarbowych.  W konsekwencji w sytuacji podnoszonych przez RPP stóp procentowych i w odniesieniu do rosnącego oprocentowania lokat, odsetki z obligacji skarbowych są coraz mniej atrakcyjne.

Co się zaś tyczy obligacji korporacyjnych - to jeśli mamy coraz szerszą ofertę lokat bankowych (wprawdzie krótkoterminowych) na 6,7% czy 8% to moja "stopa wolna od ryzyka" rośnie. W takiej sytuacji bezsensem jest trzymanie w portfelu, nawet zabezpieczonych obligacji na 12% (takich jak owe feralne ZPS Krzętle), czy niezabezpieczonych obligacji o niższym oprocentowaniu (przykładowo 9%). Ciężar portfela przesuwa się w konsekwencji z powrotem w kierunku banków, tym bardziej, że istnieje prawdopodobnieństwo, że oprocentowanie depozytów będzie dalej rosło. W konsekwencji mój sentyment do lokat wzrasta z negatywnego do neutralnego.

A tak na marginesie, wracając trochę do kwestii obligacji korporacyjnych, to takie sytuacje jak ta z ZPS Krzętle, czy Anti, zwracają uwagę na bardzo poważny problem. Mianowicie, w sytuacji niewywiązywania się przez emitenta obligacji ze swoich zobowiązań, drobni inwestorzy (a nawet ci mniej drobni też), są pozostawianie sami sobie. Niewiele może zrobić inwestor, któremu Anti nie wykupiło obligacji za dajmy na to 50tyś. Jeszcze mniej może zrobić taki, który ma dwie obligacje ZPS Krzętle (chociaż może nawet ten co ma dwie nie jest w takiej złej sytuacji, bo jest je jeszcze w stanie sprzedać za te 93% wartości nominalnej, a gdyby miał ich pięćdziesiąt to już w arkuszu zleceń nie znalazłby pewnie zlecenia zakupu takiej liczby sztuk). 

W przypadku Krzętli, które nie zapłaciły odsetek, można jeszcze uciec z inwestycji odsprzedając papiery poniżej ceny nominalnej. Natomiast w przypadku niewykupionych obligacji Anti nie wiadomo za bardzo co zrobić. Czekać trzy miesiące i składać wniosek o upadłość? A w międzyczasie zarząd wyprowadzi z firmy resztki majątku? Węszę, że będzie tu jeszcze większa sprawa.

Generalnie mamy wszelkie objawy raczkującego, niedojrzałego jeszcze rynku, gdzie brak procedur ochrony inwestorów (bo co grozi zarządowi Krzętli za niewywiązywanie się z obowiązków informacyjnych?) i brak procedur dochodzenia do egzekucji zobowiązań z obligacji (inwestorzy się będą musieli chyba sami dogadywać i składać pozew zbiorowy?). 

Może warto byłoby wprowadzić mechanizm kar finansowych dla zarządu za takie pogrywanie z rynkiem? Bo kara jaką może być wykluczenie papierów z obrotu, jest karą raczej dla inwestorów a nie spółki. Bo to inwestor wtedy nie może w prosty sposób (nawet ze stratą) wyjść z inwestycji. 

Może warto byłoby utworzyć segment rynku śmieciowego, gdzie trafiałyby takie niepłacące, albo niewykupione papiery? Wielu chętnie pozbyłoby się dziś niewykupionych obligacji Anti za 30% wartości nominalnej, byle mieć porządek w bilansie i święty spokój. A zapewne znalazłoby się paru amatorów mocnych wrażeń, gotowych uruchomić prawników i egzekwować prawa ze skupionych w ten sposób śmieci? Na pewno byłoby to zdrowsze dla rynku niż sytuacja jaką mamy teraz. 

Bo teraz mały żuczek z jedną, czy dwoma obligacjami to albo ucieknie w porę i zrealizuje te 10-15% straty, albo przeboleje ten tysiąc czy dwa. A większy żuczek, z 50szt obligacji już nie ma gdzie uciekać i musi zacząć kupować relanium.


środa, 29 czerwca 2011

Znowu kwas na rynku obligacji Catalyst - ZPS Krzętle nie płaci odsetek od obligacji


Dziś z kolei zacząłem się zastanawiać o co chodzi, w związku z tym raportem. Niby nic, a jakoś coś mi śmierdziało. No i proszę mamy wyjaśnienie - szerzej skomentowane także na forum  stockwatch.pl Otóż firma Zakład Produkcji Spożywczej Sp. z o.o. w Krzętlach nie wywiązała się w terminie ze swoich zobowiązań względem posiadaczy wyemitowanych przez nią obligacji ZPS1212. Jednym słowem nie zapłaciła 21 czerwca 42tyś zł  odsetek od obligacji. Można zatem domniemywać (sądząc także po zmianach w zarządzie), że firma jest na skraju bankructwa. Wprawdzie obligacje były zabezpieczone (i może właśnie dlatego kurs spadł na razie tylko do 93%), ale dla większości inwestorów, którzy posiadają ich niewielka liczbę, nie będzie opłacało się próbować składać wniosku o upadłość i prowadzić egzekucji z nieruchomości. Można to zostawić większym. Dlatego pewnie  najlepszym sposobem ograniczenia strat i wyjścia z inwestycji z niewielkimi siniakami będzie sprzedać teraz te papiery. Zapewne gdyby obligacje nie były zabezpieczone mielibyśmy teraz kurs na poziomie 70%.

A tak ogólnie komentując, to mamy na rynku Catalyst teraz niezłą fasolkę po bretońsku. Dwie "prawie upadłości" w ciągu dwóch tygodni. Zastanawiam się co władze giełdy na to i jak to wpłynie na rozwój rynku. Na pewno to co się dzieje nie jest zachętą dla inwestorów.

UPDATE z 08.07.2011 - Spółka ZPS Krzętle w dniu 6 lipca zapłaciła odsetki od obligacji + odsetki karne. Dla mnie jednak rating tego przedsiębiorcy nadal pozostanie na dnie.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Bitcoin

Zastanawiałem przez dłuższy czas się czy zając się trochę na blogu fenomenem wirtualnej waluty zwanej bitcoin. Miałem pewne przemyślenia na ten temat, ale w sumie ubiegł mnie Trystero publikujac ciekawą serię wpisów na ten temat:
Stwierdziłem więc, że nie ma co powielać dywagacji na ten temat. Bitcoin wydaje mi się w pewnym sensie skazany na bańki spekulacyjne (jak to można było zauważyć niedawno). Wynika to przede wszystkim z faktu płytkości rynku i niezbyt powszechnej akceptacji tej "waluty". A niska akceptacja wynika po trosze z nowości i nieuznawalności powszechnej takiej waluty. Koło się zamyka, więc wydaje mi się, że skończy się niestety (albo stety) na  mało znaczącym  epizodzie.

Osobiste moje wrażenia na temat bitcoina były takie, że jest to swego rodzaju tworzenie bytów ponad potrzebę. Bo poco, w przypadku kiedy istnieje uznawana powszechnie alternatywa w postaci np. złota czy srebra, tworzyć nowy fiducjarny pieniądz? W jakim celu, skoro tę funkcję pełnią uznawane od tysięcy lat pieniądze realne? W przypadku złota czy srebra, mamy umowy społeczne sięgające tysięcy lat i rozpowszechnione na całym świecie. W tym ich siła. Jeżeli jednak umowa będzie dotyczyć kamieni to też będzie to pieniądz. Sęk w tym, że lokalny, bo i umowa społeczna ma charakter lokalny. 

Bitcoiny to przeniesione w przestrzeń wirtualną kamienie Rai. Nic więcej - umowa społeczna dotycząca ich też ma charakter lokalny tylko ograniczony do społeczności rozumiejącej idee takiego pieniądza. Zatem z praktycznego punktu widzenia, taka waluta jako środek tezauryzacji jest bezużyteczna (bo ograniczona jest liczba akceptantów). Co więcej, o ile kamienie rai mają jakieś umocowanie kulturowe, to bitcoin takiego nie posiada.

Niestety wydaje mi się, że wszelkie wysiłki mające na celu jej popularyzację nie powiodą się. Poza tym, trochę śmierdzi mi to ponzi scheme - dlaczego? Ano dlatego, że ci pierwsi, którzy weszli do systemu otrzymali swojego bitcoina za mniejszą włożoną pracę niż ci później. Celem jest zatem tak na prawdę podbicie wartości bitcoina w przeliczeniu do dolara, wyjście z interesu i zostawienie rozgrzebanej piaskownicy z resztą dzieciaków. Mam wrażenie że ostatnia bańka spekulacyjna na bitcoinie to właśnie pokazała. Poza tym "waluta" ta staje się polem do popisu dla nielegalnych interesów, co siłą rzeczy przyciągnie do niej instytucje regulacyjne, które wolą utrzymać monopole państwa na emisje fiducjarnych pieniędzy. Siłą rzeczy będziemy za niedługo świadkami wprowadzenia odpowiednich "uregulowań" mających na celu zapobieżenie praniu brudnych pieniędzy i regulację obrotu, co sprawi, że ci, którzy weszli w interes później stracą. Inaczej być nie może.

piątek, 17 czerwca 2011

Własny program systematycznego oszczędzania

Ostatnio wielu moich znajomych jest natrętnie napastowanych przez sprzedawców usług finansowych (nazywających siebie "doradcami finansowymi") aby zainwestować w plany systematycznego oszczędzania. Swoją opinię na ten temat wyraziłem już kiedyś, dosyć jasno. Według mnie każdy produkt w którym zobowiązujemy się wpłacać przez 15 lat 100zł miesięcznie, od których potrąca się nam prowizje przy każdej możliwej okazji, gwarantuje tylko sumę już po odjęciu prowizji i w przypadku wycofania się z inwestycji po kilku latach zabiera kilkadziesiąt procent wpłaconego kapitału - jest niewarty zainteresowania. Wtajemniczeni rozpoznają ostatnio oferowane im produkty...

Kalkulator i trzy minuty obliczeń rozwiewają wszystkie wątpliwości. Niezależnie jak bardzo atrakcyjne wykresy rysuje nam sprzedawca, zadajmy sobie pytanie "co zrobię za 10 lat jak będę chciał przed terminem wycofać swoje pieniądze, nie będę mógł dalej wpłacać, a oni mi powiedzą, że potrącą mi 65% z zainwestowanego kapitału"? Koniec dyskusji.

Nie o tym chciałem, ale o tym, że taki plan systematycznego oszczędzania możemy zrobić sobie sami. Bez kosztów i bez problemów z wycofaniem pieniędzy. Jak? Poniżej przykład pewnej strategii, która może przydać się osobom na początku nie obeznanym z rynkami kapitałowymi.

Wystarczy, że będziemy na konto oszczędnościowe odkładali 100 złotych miesięcznie. Tak samo jak w proponowanym nam planie. W ten sposób w ciągu roku uzbieramy 1200zł. Niewiele. Dlatego przez pierwsze dwa-trzy lata nie warto zawracać sobie głowę inwestycjami w fundusze - lepiej ten czas poświęcić na doszkolenie się i śledzenie. 

Po jakimś czasie - powiedzmy po dwóch -trzech latach tak zaoszczędzane pieniądze wpłacamy na długoterminową lokatę i zostawiamy jako fundusz awaryjny. Dalej odkładamy 100zł miesięcznie, ale tym razem połowę środków przeznaczamy na konto oszczędnościowe, a drugą połowę na zakup funduszy inwestycyjnych. Aby nie płacić prowizji od zakupu, można w tym celu wykorzystać platformę taką jak Supermarket Funduszy Inwestycyjnych mBanku. Jest na niej dostępnych kilka funduszy lokujących w obligacje, dla których minimalna pierwsza wpłata wynosi 100zł a minimalna kolejna 50zł. W ten sposób w ciągu roku kupujemy jednostek takiego funduszu obligacji za około 600zł. Dlatego piszę o funduszach obligacji, że stanowią one stosunkowo (jednak nie stuprocentowo) bezpieczny sposób inwestowania. Wybierzmy jeden, np. analizując co kupuje (czy tylko obligacje skarbowe czy też inne papiery) i jakie osiągał stopy zwrotu.

W ten sposób odkładamy przez, powiedzmy, kolejne dwa lata. W tym momencie na lokacie i na koncie oszczędnościowym mamy już parę tysięcy złotych i kolejny 1200zł w funduszu obligacji. Zakładam także, że doszkoliliśmy się trochę z inwestowania i można zacząć wpływać na ryzykowniejsze wody.

Zmieniamy zatem przeznaczenie naszych 100zł miesięcznie. Przestajemy odkładać na konto oszczędnościowe. Zgromadzone na nim pieniądze lokujemy na najlepszych dostępnych lokatach, które aktualnie znajdujemy na rynku. Z naszej stówy, 50zł nadal kierujemy do wybranego funduszu obligacji. Dla pozostałych 50zł szukamy kolejnego funduszu - tym razem proponowałbym jakiś fundusz zrównoważony. Jest kilka takich w SFI, które można dokupywać za 50zł. Taki fundusz generuje większe ryzyko, ale zbudowaliśmy już poduszkę finansową w postaci lokat i funduszu obligacji. Nasze inwestycje teraz - ponieważ 100% odkładanych środków idzie do funduszy - musimy śledzić bardziej uważnie. 

Przyjmijmy strategię taką, że w przypadku spadków naszego funduszu o 20% zaczynamy się zastanawiać czy dalej do niego wpłacać. Zauważmy, że 20% z zakładanych na dwa lata środków, które zamierzamy do niego włożyć to... około 200-300zł. Nie jest to aż tak bolesna strata, której nie dałoby się przełknąć, mając kilka tysięcy na lokatach - czyż nie?

Zakładamy, że mijają lata, a my z czasem np. co rok lub dwa przekierowujemy strumień naszych oszczędności do mniej lub bardziej ryzykownych rodzajów funduszy. Można np. po kilku latach gromadzenia środków w funduszu obligacji przekierować swoje 50zł miesięcznie do funduszu akcji. Obserwujemy rynek i jeśli sądzimy, że koniunktura przez kilka lat będzie raczej dobra możemy podjąć pewne ryzyko.

Za każdym razem wchodząc do jakiegoś funduszu obliczamy maksymalną stratę w horyzoncie dwóch lat jaką możemy ponieść. Z biegiem czasu, jeśli fundusz rośnie, przesuwamy taki próg wyjścia z inwestycji w górę. Nigdy nie przesuwamy w dół jeżeli spada! Jeżeli coś się dzieje i zaczynamy przekraczać nasz próg strat - zawieszamy wpłaty do tego funduszu, i dajemy sobie czas na przemyślenie, wracając z odkładaniem do bezpieczniejszych funduszy, czy nawet na konto oszczędnościowe. Taka strategia nazywana jest "kroczący stop-loss" i fajnie opisana jest tutaj. Może trzeba będzie podjąć decyzję o zmianie funduszu, albo wybrać inny a tamten zostawić i już do niego nie wpłacać nowych środków. Nie podam jednej recepty bo jej nie ma, ale zdrowy rozsądek i zimna głowa - to nas uratuje od głupich decyzji. 

Zasadą jest że budujemy swoistą piramidę, w której bazę stanowią bezpieczne oszczędności, których jest najwięcej. Im wyżej piramidy, tym bardziej ryzykowne inwestycje i tym (stosunkowo) jest mniej środków zaangażowanych w te ryzykowne aktywa. Cały czas oszczędzamy i przez cały czas oszczędzania kierujemy strumieniem swoich oszczędności w ten sposób aby budować tę piramidę równomiernie. Jeżeli zauważymy, że baza (czyli bezpieczne oszczędności) jest za mała w stosunku do tych bardziej ryzykownych (np. fundusze akcyjne zyskały tak bardzo, że pomimo iż wpłaciliśmy tam mniej oszczędności, są już równe naszym oszczędnościom) - dostosowujemy strukturę piramidy. Albo przekierowujemy nasze oszczędności tam gdzie jej struktura wymaga uzupełnienia, albo realizujemy część zysków i lokujemy je bezpiecznie. Z biegiem czasu jest coraz więcej pieniędzy i coraz więcej możliwości zarządzania nimi.



Podsumowując:
  • regularnie co miesiąc odkładamy stałą kwotę,
  • budujemy piramidę oszczędności zaczynając od podstawy czyli najbardziej bezpiecznych aktywów,
  • sterujemy strumieniem naszych oszczędności rozsądnie dywersyfikując ryzyko np. między dwa fundusze do których wpłacamy w danym czasie,
  • analizujemy nasze "progi strat" i albo zawieszamy wpłaty do danego funduszu, albo wychodzimy z inwestycji albo przesuwamy "próg strat" w górę (nigdy w dół!),
  • realizujemy zyski aby utrzymać stabilną strukturę piramidy (kierujemy zyski z ryzykownych oszczędności do bardziej bezpiecznych).
Myślę że to podejście może dać na początek pewne wyobrażenie o tym jak to ma działać. Wbrew pozorom nie jest to bardzo skomplikowane i pracochłonne, a obserwowanie wymiernych zysków daje satysfakcję z oszczędzania. Najważniejsze są konsekwencja i zdrowy rozsądek. No i oczywiście w międzyczasie, edukujemy się w temacie inwestowania. 

Powodzenia!

środa, 15 czerwca 2011

Marek Belka i inflacja

A propos inflacji, która dziś osiągnęła poziom najwyższy od 10 lat, wypowiedział się dziś prezes NBP prof. Marek Belka. Na czacie zorganizowanym przez onet.pl padły takie między innymi słowa (w odniesieniu do wskaźnika inflacji):
"Nie znam struktury tego wskaźnika, tzn. co dokładnie nam zwariowało."

Przyznam się, że śmieszniejszej wypowiedzi w ustach szefa banku centralnego nie słyszałem...
Tym bardziej, że prof. Belka miał swego czasu przyjemność popełnić na temat inflacji właśnie, rozdział w pewnej książce (Marek Belka Rozdział XIV INFLACJA w: Elementarne zagadnienia ekonomii. red. nauk. Roman Milewski.  Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN SA, 1998, s. 262), którą - tak się składa - akurat posiadam. nie odmówię sobie perwersyjnej przyjemności zacytowania fragmentu (s. 265-266):
"W tym momencie należałoby podkreślić, że ogólny poziom cen nie jest ceną żadnego konkretnego towaru, lecz konstrukcją statystyczną, którą z pewnym przybliżeniem możemy traktować jako średnią ważoną cen określonego koszyka towarów. Jeśli więc chcemy mierzyć dynamikę kosztów utrzymania , to uwzględniamy ceny dóbr i usług konsumpcyjnych (...) W tak istotnej dla społeczeństwa i gospodarki kwestii, jaką jest mierzenie inflacji (...) wymagana jest poprawność metodologiczna oraz wiarygodność instytucji, którym się to zadanie powierza."
Dodałbym - "a także zrozumienie struktury tego wskaźnika przez szefa instytucji, która ma stać na straży stabilności cen". Bo wydaje się, że prof. Belka chyba wie co to jest inflacja - w końcu napisał o tym rozdział w książce. Nabijam się...

Co do struktury wskaźnika to wystarczy zapoznać się z komunikatem GUS, aby odczytać jakie wagi mają poszczególne pozycje w koszyku. Poza tym Biuro Cen i Inflacji NBP opublikowało trzy miesiące temu takie coś. Jest tam mowa o inflacji bazowej - czyli takiej, która nie uwzględnia cen żywności i energii. Skoro zatem NBP umie liczyć inflacje bazową to rozumie zatem (jako instytucja) czym jest wskaźnik cen podawany przez GUS, bo na tych danych pracuje Biuro Cen i Inflacji NBP. Zatem chyba wypada znać jego strukturę . 

Na koniec podpowiem prof. Belce - zwariowały właśnie ceny żywności i energii - to czego nie chce liczyć bank centralny i to co najbardziej odczuwamy wszyscy.

Inflacja 5%

GUS podał, że inflacja r/r w maju wyniosła 5% - nie wygląda to ciekawie. Mocno zdrożała żywność. Czy przełoży się to na podwyżki stóp procentowych? Tu zdania są podzielone, moim zdaniem raczej tak. jak to wpływa na rentowność obecnych lokat? No w tym momencie zdecydowana większość z nich jest w ujęciu realnym pod kreską.

wtorek, 14 czerwca 2011

Rynek obligacji korporacyjnych czeka pierwsza upadłość?

Niedawno pisałem jak skonstruować portfel obligacji korporacyjnych i zwracałem uwagę na kalkulowanie i dywersyfikację ryzyka. Pisałem między innymi "Powinniśmy oceniać przede wszystkim sensowność biznesu emitenta i możliwość generowania w przyszłości przepływów pieniężnych wystarczających dla zaspokajania odsetek i wykupu obligacji.". No i stało się...

Ostatnie dni przyniosły przykład tego, że zarządzanie ryzykiem w inwestycjach w obligacje korporacyjne ma znaczenie niebagatelne. Otóż firma ANTI, której obligacje były notowane na rynku Catalyst odmówiła spłaty w terminie swoich obligacji zapadających 9 czerwca. Jak czytamy w komunikacie:


"Zarząd Anti S.A. informuje o podjęciu decyzji o przesunięciu terminu wykupu wyemitowanych przez Spółkę obligacji na łączną kwotę 2.835.000,00 zł do dnia 31 sierpnia 2011 roku.(...) Jednocześnie Zarząd informuje, iż Spółka przekazała środki w wysokości 283.500,00 zł na wypłatę należnych obligatariuszom odsetek od obligacji przypadających na dzień ich wykupu, tj. na dzień 9 czerwca br. Dodatkowo, Spółka zobowiązuje się do zapłaty obligatariuszom odsetek ustawowych w wysokości 13% w skali roku za okres od dnia 9 czerwca br. do dnia wykupu obligacji"
Co to oznacza? Oznacza to mniej więcej tyle, że jest podstawa do złożenia wniosku o upadłość spółki, ponieważ nie reguluje ona swoich wymagalnych zobowiązań. Co więcej decyzja o przesunięciu spłaty obligacji jest niezgodna z prawem i spodziewam się, że jeżeli wniosek o upadłość wpłynie, to sąd taką upadłość ogłosi. Co więcej, wydaje mi się, że obowiązkiem zarządu jest w takiej sytuacji złożenie wniosku o upadłość samodzielnie (pod sankcją karną).
Wracając do zarządzania ryzykiem. Otóż, obligacje ANTI były już od jakiegoś czasu notowane z dużym dyskontem rzędu 40%. Po rynku chodziły też informacje, że możliwym jest nie wywiązanie się z wykupu obligacji. Inwestorzy zatem mieli podstawy przeczuwać, że coś jest na rzeczy. Poza tym, gdyby przeglądali raporty finansowe spółki, to doliczyliby się, że na jedną złotówkę kapitałów własnych przypada ponad 18 zł długu. Tak więc ryzyko było duże i się zrealizowało. Stąd potrzeba dywersyfikacji.

Więcej na temat ANTI i całej tej historii w tych artykułach: 1, 2, 3. Myślę, że historia będzie się jeszcze rozwijała w ciekawych kierunkach.

Na koniec kolejna garść interesujących materiałów na temat rynku Catalyst: artykuł 1 i artykuł 2 - polecam lekturę bo warto się zapoznać z metodami obliczania pewnych wskaźników.


sobota, 11 czerwca 2011

Prywatyzacja Jastrzębskiej Spółki Węglowej

Wczoraj został opublikowany prospekt emisyjny Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Od przyszłego wtorku można będzie zapisywać się na akcje. Pojawi się pewnie pytanie "czy warto?". Cóż. Jakby to powiedzieć... ostatnie popisy związkowców w tej firmie nie wróżą dobrze przyszłym właścicielom. Także ostatnie wybryki Ministra Skarbu pozwalają sądzić, że po upublicznieniu spółki na giełdzie nad kursem będzie wisiała cały czas groźba nagłego rzucenia przez ministerstwo pakietem akcji na sprzedaż.

Nie chce mi się na wszystkie strony analizować zalet i wad tej spółki, pewnie będzie wałkowana przez analityków i bloggerów (choćby tu). Generalnie mam pewne wątpliwości nad sensownością inwestowania w firmę, którą trzęsą związki zawodowe - z całym szacunkiem do związkowców, ale ich interes nie zawsze będzie zbieżny z interesem akcjonariuszy.

piątek, 10 czerwca 2011

Auvesta - moja opinia

Zwrócił się do mnie jeden z czytelników z pytaniem o moją opinię na temat firmy Auvesta. Opinii nie miałem żadnej bo o firmie usłyszałem wtedy po też pierwszy w życiu, ale postanowiłem przyglądnąć się uważniej co to za organizacja i napisać co-nieco na temat moich wrażeń na blogu.

Trafiając na stronę Auvesta dostajemy zestaw informacji, z którego możemy między innymi wnioskować, że ta firma zarejestrowana w Niemczech ma swoją siedzibę w Holzkirchen. Reklamuje się jako firma posiadająca doświadczenie w handlu metalami szlachetnymi i przechowywaniu ich na rzecz klientów. Na stronie dostajemy tez solidną dawkę marketingowych informacji na temat srebra i złota (standard wśród tego typu firm).  Niewiele znajdziemy jednak na temat historii samej firmy, z informacji o prezesie zarządu wynika, że pełni swoją funkcję od 2009 roku, więc stosunkowo krótko. Nie wiemy też kto jest właścicielem firmy. Dowiemy się jedynie, że prezes ma wykształcenie teologiczne (tylko czy to ma to istotne znaczenie w tym biznesie?).

Firma deklaruje między innymi ofertę przechowywania zakupionych metali w magazynach wolnocłowych w Szwajcarii.

Niestety ze strony poza informacjami na dosyć wysokim stopniu ogólności niewiele więcej da się wyczytać. Nie udało mi się znaleźć wzoru umowy, szczegółowego cennika (dostępne dla zalogowanych użytkowników). Doszukałem się informacji, że możemy stworzyć plan oszczędnościowy i ponosimy w związku z tym na wstępie jakieś koszty, ale nie udało mi się jednoznacznie dojść do tego jakiej są one wysokości. Firma nie podaje na swojej stronie z usług jakiej firmy skarbcowej korzysta. Wiemy jedynie, że koszty przechowywania złota wynoszą 0,025% miesięcznie. Jest jakaś wzmianka o czymś w rodzaju audytu, ale żadne dokumenty na temat tożsamości audytora, wyników audytu czy procedur audytu nie są upublicznione. Firma deklaruje (wprawdzie dosyć mętnie), że w przypadku upadłości metale szlachetne pozostają własnością osób, które je nabyły. Wygląda to zatem na rodzaj udziału w puli wyodrębnionego alkowanego złota/srebra. Ponieważ jednak nie ma nigdzie wzoru umowy to nie mam pewności czy tak rzeczywiście jest (trudno bowiem wnioskować czy pulą złota Auvwesta może w jakikolwiek sposób samodzielnie dysponować). Firma deklaruje jednak możliwość fizycznej dostawy zakupionego złota/srebra.

Na koniec jeszcze mała uwaga - jakość tłumaczenia z niemieckiego na polski jest na stronie Auvesta, co tu dużo mówić, nieprofesjonalna.

Próbując zatem wtłoczyć swoją ocenę w pewne ramy, które już opracowałem kiedyś porównując oferty firm BullionVault i GoldMoney, postanowiłem wykorzystać ten sam zestaw kryteriów według poniższej tabeli.

KryteriumAuvesta
Informacje o firmieAuvesta Edelmetalle AG
Industriestr. 4
83607 Holzkirchen
Lokalizacja siedziby/jurysdykcjaNiemcy
Auvesta Edelmetalle AG
Industriestr. 4
83607 Holzkirchen

tel.: +49 (08024) 474 11 44
telefaks +49 (08024) 474 11 46

Nr identyfikacyjny VAT: DE 263905793

Sąd Rejonowy w Monachium
Numer rejestru: HRB 177768
Kraj dopuszczenia: Niemcy
Wzór umowyniedostępny
Metale szlachetne w ofercieZłoto i srebro
Lokalizacje skarbcówSzwajcaria (brak bliższych danych)
Firma obsługująca skarbcebrak danych 
Jawność danych o firmieBrak danych o strukturze właścicielskiej, jawne dane zarządu.
Dostępność danych audytowychbrak publicznie dostępnych danych audytowych
Formuła udziału w złocie alokowanymZłoto/srebro przechowywane w magazynach wolnocłowych w Szwajcarii prawdopodobnie w formule udziału w puli złota alokowanego. Brak wzorca umowy i szczegółowych informacji o formule udziału w złocie.
Rejestracja sztaby- sztaba jest wtedy oddzielana od puli i przypisywana posiadaczowi indywidualnie w całości brak danych
Opcje dostawy fizycznejTak, brak szczegółowych informacji.
Formalności związane z założeniem kontaBrak szczegółowych informacji.

Możliwość handlu na platformieTak
Możliwość "wpłaty" metalu fizycznegoNie (brak szczegółowych informacji, ale prawdopodobnie nie ma takiej możliwości)
Opłaty i kosztyBrak dostępnej publicznie tabeli opłat. jedynie informacja o koszcie przechowywania, brak informacji o istnieniu/braku innych kosztów.
Obsługiwane walutyBrak danych (prawdopodobnie euro)

Jak widać bardzo wielu danych brakuje - warto porównać sobie to zestawienie z innymi firmami operującymi w branży i wyciągnąć samodzielnie wnioski co do wiarygodności takiego partnera.

Moja prywatna opinia jest taka, że swoje pieniądze wolałbym trzymać u bardziej transparentnych partnerów.

PS. Uzupełnienie z 20.06.2011 - Wszedłem (sobie tylko znanym sposobem) w posiadanie Ogólnych Warunków Umowy. Nie udostępniam ich bo nie wiem czy mogę. Na podstawie ich lektury mogę powiedzieć tylko tyle, że wiele z tych wątpliwości które są wskazane wyżej jest w nich wyjaśnionych. Rzuciły mi się w oczy tylko wysokie koszty prowadzenia umowy i założenia depozytu, które moim zdaniem są niekonkurencyjne względem alternatyw dostępnych na rynku.

środa, 8 czerwca 2011

Ceny różnych produktów a cena złota - realna miara siły nabywczej

Postanowiłem pobawić się rocznikiem statystycznym i kalkulatorem, porównując ceny tych samych artykułów na przestrzeni kilku lat, wyrażone w złocie.

Ponieważ archiwum cen złota w NBP nie posiada (ja nie znalazłem) zagregowanej tabeli zawierającej średnią cenę złota w danym roku, posłużyłem się po prostu wykresem i wybrałem arbitralnie cenę wypadającą mniej więcej w środku przedziału wahań w danym roku. Przyjąłem zatem arbitralnie dla następujących lat takie ceny złota dla naszej zabawy:
  • 2000 rok - 1146zł
  • 2005 rok - 1556zł
  • 2008 rok - 2326zł
  • 2009 rok - 2957zł

Proszę mnie nie krzyżować za niezgodność z metodyką, to zabawa, jak ktoś chce liczyć średnią cenę złota w poszczególnych latach to będę ekstremalnie wdzięczny jeżeli wyśle mi wyniki swoich obliczeń.

Następnie otwarłem sobie mały rocznik statystyczny i na tabeli cen wykonałem pewne obliczenia. Oto ich efekty - ceny różnych produktów i usług wyrażone w uncjach złota w różnych latach:


W ciekawy sposób to zestawienie pokazuje jak posiadając złoto można było uciekać przed inflacją. Ceny produktów, które drożały w złotówkach, wyrażone w uncjach złota taniały!

Ostatnie ceny są z 2009 roku. Wzrost cen w latach 2010-2011 nie jest tu zatem uwzględniony. Natomiast zachęcam do zabawy i przeliczenia cen dzisiejszych na uncje złota. Poza tym ładnie tu widać jak zmieniły się dzisiaj ceny w stosunku do tego co było w 2009 roku.

piątek, 3 czerwca 2011

Raport NBP o rynku nieruchomości w I kwartale 2011

Ukazał się raport NBP dotyczący sytuacji na rynku nieruchomości w pierwszym kwartale 2011 roku. Generalny wniosek jest taki, że stagnacja na rynku trwa nadal. Niewiele w sumie zmieniło się w stosunku do ubiegłego kwartału. Poniżej pozwolę sobie zacytować kilka konkluzji:
  • "W I kw. 2011 r. utrzymała się zarysowana wcześniej tendencja stabilizacji popytu przy
    jednoczesnym wzroście podaży"
  • "obserwowano stopniowe wyhamowanie spadku cen mieszkań (ofertowe, transakcyjne, na
    rynku pierwotnym i wtórnym) w największych miastach, jednak w większości
    przypadków spadały one nadal w wymiarze realnym
    "
  • "mieszkaniowa akcja kredytowa banków była na poziomie zbliżonym do zanotowanej w
    analogicznym okresie 2010 r.; zaobserwowano zmniejszenie zyskowności kredytów
    mieszkaniowych"


czwartek, 2 czerwca 2011

mBank wprowadza opłaty za karty

Widać mBankowi chyba wyszło z kalkulacji, że opłaca mu się stracić cześć klientów i wprowadzić opłaty za karty, niż ich nie wprowadzać. W każdym razie od pierwszego sierpnia za każdą kartę debetową (z małymi wyjątkami) zapłacimy 2 złote, chyba, że wykonamy w danym miesiącu transakcje bezgotówkowe na sumę 100zł.

Szczerze? Bardzo mi się to nie podoba i w zasadzie gdyby nie Supermarket Funduszy Inwestycyjnych to już dawno wyniósłbym się z mBanku na dobre, bo inne banki proponują co najmniej takie same lub lepsze warunki prowadzenia konta + bankowość w oddziałach. Przykro mi to stwierdzić, ale mBank był rzeczywiście rewolucyjny kiedy powstawał. Bankowość internetowa w innych bankach wtedy raczkowała i ofertę mieli świetną. Niestety przez te lata się zmienili na niekorzyść. Coraz mniej innowacji, coraz więcej opłat i prowizji... Inne "marmurkowe" banki w tym czasie mocno rozwinęły ofertę internetową i szczerze mówiąc wyprzedzają mBank pod względem różnorodności produktów.

Tak więc czyżby nadchodziło nieuchronne rozstanie? Miałem już wiele kont bankowych. Wiele zamknąłem bez żalu, nie będzie to pierwszy ani ostatni raz, bo po co płacić za coś co gdzie indziej mam za darmo?

środa, 1 czerwca 2011

Wystrzał franka

Frank wzmocnił się zauważalnie do dolara, euro i niestety także do złotówki. Tym razem wygląda do na wzmocnienie samego franka, bo z kolei kursy złotówki do dolara i euro nie wyglądają na tak złe.



Z wczorajszego umocnienia złotówki w przypadku franka już niewiele zostało, martwi to szczególnie posiadaczy kredytów denominowanych w CHF. Analitycy XTB wskazują, że prawdopodobną przyczyną jest publikacja rozczarowującego raportu ADP. Frank osiągną do dolara historyczne maksimum.
-->