Ostatnimi czasy banki grupy Leszka Czarneckiego (Getin, Noble, Open Finance) dosyć intensywnie promują tak zwane lokaty "z doradcą". Reklamowane są one na portalach internetowych i przez bezpośrednie dzwonienie do klientów. Oferta wygląda z resztą bardzo atrakcyjnie na pierwszy rzut oka. Wysokie odsetki kuszą. Jest tylko jeden warunek - trzeba umówić się na spotkanie z "doradcą". Po co? tego już nikt w telemarketingu nam w sposób jasny nie powie. Ja wam powiem po co.
Z żadnym doradcą się nie spotkamy. Jeżeli umówimy się na spotkanie to co najwyżej ze sprzedawcą. Bo cała oferta lokaty "z doradcą" ma na celu doprowadzenie nas na spotkanie sprzedażowe. Te kuszące odsetki może i nawet otrzymamy za samo spotkanie z "doradcą". Niemniej jednak zostaniemy poddani praniu mózgu i będzie się nam próbowało wcisnąć plany oszczędnościowe i inne cuda na których najpewniej więcej od nas zarobi bank.
Najbardziej drażni mnie podejście marketingowców bankowych do przedstawiania ofert w stylu "musi Pan się spotkać z doradcą, nie możemy wysłać Panu oferty mailem". Cóż, na takie oferty odpowiadam stanowczym nie. Mój czas jest zbyt cenny, żeby go marnować na tracenie czasu i wysłuchiwanie prezentacji sprzedażowych. Sam zapewne w trzy minuty byłbym w stanie przeanalizować taką ofertę i w 60% przypadków bym z niej nie skorzystał. Przychodząc na spotkanie zaczyna działać psychologiczna zasada "stopy w drzwiach". Skoro klient już przyszedł, to znacznie trudniej mu odmówić. Szczególnie gdy sprzedawca ma "specjalnie dla niego skrojony" produkt inwestycyjny.
Ponieważ nie lubię być manipulowany unikam takich spotkań. Jeżeli ktoś nie chce przed spotkaniem przesłać mi oferty, to najpewniej to słaba oferta, którą można sprzedać wyłącznie umiejętnie urabiając klienta. Dlatego właśnie nie lubię lokat "z doradcą".
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.