Otóż okazuje się, że w przypadku ogłoszenia upadłości spółki, która wyemitowała obligacje można na nich stracić de facto więcej niż na inwestycji w akcje tej samej spółki. Rzecz w tym, że obligacje są często tak dramatycznie mało płynne, że w przypadku kłopotów trudno z takiej inwestycji uciec. W tej sytuacji są obecnie obligatariusze Budostalu-5, którzy pomimo tego, że obligacje nadal są notowane na giełdzie nie mogą ich sprzedać bo nie ma płynności. W jeszcze gorszej sytuacji sa obligatariusze Anti, bo ich obligacje nie zostały wykupione, a na giełdzie nie można ich już sprzedać. Moim zdaniem powinien istnieć mechanizm pozwalający przynajmniej w sytuacji niewykupienia takich papierów nadal handlować taką wierzytelnością.
Co gorsza wspomniane powyżej ryzyko nie zależy od zabezpieczenia obligacji. De facto niewielkie znaczenie dla płynności i możliwości "ucieczki z tonącego okrętu" ma fakt czy obligacje są zabezpieczone, czy nie. Na dokładkę, dla przeciętnego inwestora, który posiada kilka sztuk obligacji dochodzenie jakichkolwiek roszczeń z zabezpieczenia, choćby było nawet najlepsze hipoteczne, jest zbyt kosztowne. De facto traci więc wszystko tak czy siak.
Kolejny problem, który ujawnia się ostatnimi czasy, to fakt, że za dług korporacyjny o zdecydowanie wyższym ryzyku uszykujemy odsetki niewiele wyższe od tych na najlepszych lokatach bankowych. Dla mnie różnica rzędu 1-3% między lokatą a obligacją zaczyna wydawać się zbyt mała zważywszy na ryzyko.
Idąc dalej, jeśli przypatrzymy się sytuacji w której taka
spółka jak Anti sama decyduje komu i kiedy spłaci swoje obligacje, przy całkowitej bierności jakichkolwiek organów regulujących rynek, dokłada kolejne ryzyko, którego trzeba być świadomym. Spółka może nie wykupić obligacji albo
nie zapłacić odsetek i nic nikt w tej sprawie nie robi. Generuje to spore ryzyko dla inwestorów. Nazwałbym je ryzykiem niedojrzałości mechanizmów i regulacji rynkowych. Ryzyko to materializuje się szczególnie boleśnie dla drobnych inwestorów, którzy nie dysponują całym zapleczem prawnym dla dochodzenia swoich roszczeń.
Pisałem też swego czasu, że cała ta sytuacja jest animowana przez grupy interesów, które świetnie zarabiają na całym procederze, nie ponosząc żadnego prawie ryzyka. Chodzi o mechanizm emisji prywatnych, który prowadzi do tego, że duzi inwestorzy kupują po nominale obligacje w trakcie emisji, a potem opychają je po niebotycznych cenach drobnym inwestorom, kiedy spółka wchodzi na Catalyst. Drobny inwestor jest wtedy stratny już na wstępie.
Na koniec wspomnę jeszcze o tym, że rzetelność polityki komunikacyjnej spółek emitujących obligacje pozostawia wiele do życzenia. To jest także związane z niedojrzałością regulacji na rynku. Może kiedyś to się poprawi, aktualnie jednak przeciętny inwestor jest na szarym końcu jeśli chodzi o dostęp do informacji ze spółek.