Wyobrażacie sobie, że przychodzicie do banku z walizką, dajmy na to - miliona dolarów, spodziewacie się, że zostaniecie potraktowani jak VIP. No i owszem, sadzają was w fotelu, podają kawę i koniak, a następnie po przeliczeniu pieniążków, które wpłacacie na lokatę informują, że pobiorą od złożonego depozytu 0,25% odsetek. tak dobrze usłyszeliście POBIORĄ a nie WYPŁACĄ. Na tym polegają ujemne stopy procentowe.
Taką sytuację mamy obecnie w Szwajcarii. Nadmiar chętnych do złożenia swoich depozytów w szwajcarskim banku spowodował, że UBS, największy szwajcarski bank, od 21 grudnia będzie pobierał od
klientów instytucjonalnych opłaty za depozyty składane we frankach. Inne banki też planują taki ruch.
O ile dotąd spotykaliśmy się z sytuacją, gdzie tu czy ówdzie mieliśmy ujemne stopy realne (czyli poniżej inflacji), to ujemne stopy nominalne są nowością. Chociaż niezupełnie bo już w latach 70 i 80 Szwajcaria zmagała się z podobnym problemem i też próbowała wprowadzić opłaty od depozytów.
Co to oznacza dla nas? Niewątpliwie generuje to pewną presję na osłabienie się franka do euro, a w konsekwencji do złotówki. Jak bardzo będzie to zauważalne? Trudno powiedzieć. Niewątpliwie jednak szwajcarska gospodarka trzymając się kurczowo parytetu 1,2 franka za euro nadal ma problem. Zdecydowanie lepiej gospodarka ta czułaby się przy parytecie 1,5. Jak czytamy tutaj, zapewne raczej SNB będzie do tego dążył.