Nie wiem jak to jest, ale za każdym razem kiedy jestem w banku osobiście coś załatwić, jestem świadkiem "grillowania" jakiegoś klienta przez bankowego "doradcę".
Na wstępie rozprawię się z pojęciem "doradcy klienta" - jest to mistyfikacja. Ten ktoś kto siedzi po przeciwnej stronie reprezentując bank ma za zadanie sprzedawać produkty finansowe. Z doradzaniem ma to niewiele wspólnego bo konflikt interesów jest tu ewidentny.
Tak więc byłem wczoraj świadkiem rozmowy, kiedy "bankowiec" namawiał klientów na obligacje. Klienci chcieli lokatę, on ich namawiał, ci zaś wyznali, że nie chcą żadnych obligacji bo mieli już fundusze obligacji i na nich stracili. Na co ten "doradca/sprzedawca", że to nie możliwe bo obligacje to przecież "są bezpieczne jak..." tu nie dosłyszałem ale nie ma to istotnego znaczenia.
Pomyślałem sobie że takie grillowanie klienta nie jest do końca uczciwe bo:
- na obligacjach można stracić nawet 100% zainwestowanego kapitału jak ich emitent nie wykupi
- na funduszach obligacji też można stracić, szczególnie jeżeli taki fundusz inwestuje w obligacje korporacyjne
- nie można w żaden sposób porównywać obligacji z lokatą pod względem bezpieczeństwa środków, co między wierszami "doradcy" próbują robić.
Konkluzja jest taka, że nie można ufać "doradcom"... to smutne niestety.
PS. Taki artykuł czytałem ostatnio o tym "procederze" - polecam lekturę.
1 komentarz :
Nie należy ufać doradcom bankowym. Oni mają za zadanie zachęcać klientów do kupowania produktów bankowych. Taka jest ich praca :)
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.