W końcu przyszedł ten moment – decydujemy się na wejście na rynek kapitałowy. Nie jesteśmy milionerami, nasze oszczędności są na razie niezbyt imponujące, ale wobec mizernych odsetek, które proponują dzisiaj banki, nasza decyzja jest nieodwołalna. Pieniądze muszą zarabiać!
Aby nasze działania były w pełni racjonalne, sporządzamy listę naszych celów inwestycyjnych. Warto poświęcić temu dużo czasu i wszystko dokładnie przemyśleć. Oczywiście każdy debiutant na rynku kapitałowym ma własne priorytety, warto jednak sięgnąć do klasyki. A klasyczna lista celów przedstawia się następująco.
Po ustaleniu naszych celów inwestycyjnych, pora przejść do wyboru strategii inwestycyjnej. „W niemal każdej wybranej strategii powinniśmy oprzeć się na trzech, zgodnych z wyliczonymi poprzednio celami inwestycyjnymi, fundamentach – przekonuje Andrzej Miszczuk, który od ponad dwudziestu lat zajmuje się inwestycjami na rynku kapitałowym, a przez wiele lat pracował w szwajcarskiej firmie inwestycyjnej Capital, wówczas jednej z największych tego typu na świecie i współpracował z inwestorami indywidualnymi i instytucjonalnymi w niemal całej Europie Zachodniej. – Pierwszy fundament ma pomóc w zachowaniu kapitału, drugi podnieść jego wartość, a trzeci powinien prowadzić nas do znacznego wzrostu kapitału”.
Po kolei. Pierwszy fundament to inwestycje w instrumenty dłużne lub akcje z solidnymi dywidendami. Dochód z długu w postaci odsetek lub dochód z akcji w postaci dywidend będą powiększały wartość naszego kapitału. Drugi fundament jest budowany na bazie dochodu i wzrostu kapitału. Pragniemy stworzyć tutaj wynagrodzenie dla zainwestowanego kapitału oraz podnieść jego wartość poprzez inwestycje w akcje solidnych, trwałych i rosnących spółek. Najlepiej jeśli takie spółki płacą dywidendy. Jeszcze lepiej, jeśli te dywidendy są wysokie. Trzeci fundament ma nas doprowadzić do satysfakcjonującego, czyli znacznego wzrostu kapitału. Tutaj możemy inwestować w akcje spółek wzrostowych, sektory i kraje o dużym potencjale wzrostu, a także w spółki cykliczne. Ta cześć zainwestowanego kapitału będzie podlegała sporym wahaniom. Mamy nadzieję, że najczęściej będą to wahania w górę, ale powinniśmy być realistami gotowymi także na okresowe korekty.
Jeśli konstrukcja naszego portfela oprzemy na trzech wymienionych wyżej fundamentach, to dokonamy pierwszej dywersyfikacji. A dywersyfikacja to najważniejsze, absolutnie priorytetowe słowo w inwestowaniu na rynku kapitałowym. To dzięki dywersyfikacji nasze inwestycje są bezpieczniejsze, to dzięki dywersyfikacji możemy spać spokojniej. Dywersyfikacja przebiega według kryterium ryzyka inwestycyjnego. Wielkość każdego fundamentu w całości portfela może być bardzo różna w różnych okresach – może zmieniać się od kilku do kilkudziesięciu procent. Zmiana będzie następowała w zależności od celu, do którego zmierzamy – pragniemy bardziej chronić kapitał, czy podnosić wartość portfela lub generować dochody.
Również każdy z fundamentów może, a nawet powinien, być wewnętrznie zdywersyfikowany. „Wyobraźmy sobie, że naszym najważniejszym celem jest ochrona kapitału. Wówczas będziemy dywersyfikowali inwestycje między dług skarbowy kilku krajów lub kilku dużych, mocnych spółek – tłumaczy Michał Górczewski, Główny Analityk F-Trust. – Ale możemy też działać odwrotnie, pójść na pełne ryzyko, bo chcemy nasz zysk zmaksymalizować. Inwestujemy wszystkie pieniądze w jedną spółkę, bo mamy przekonanie, że w najbliższych miesiącach lub latach będzie ona dawała najwyższą stopę zwrotu. Przestrzegam przed tak ryzykownym działaniem, bo na rynku kapitałowym tylko z perspektywy historycznej możemy być pewni, jaka spółka była najlepsza. Decyzje inwestycyjne podejmujemy w oczekiwaniu na przyszłe zmiany cen i wyników, a tej przyszłości nie jesteśmy pewni. Zawsze istnieją ryzyka, przed którymi warto się chronić. Dlatego zalecam raczej kupno akcji kilku różnych firm lub, jeszcze lepiej, kilka różnych funduszy akcyjnych”.
Inwestycje na rynku kapitałowym często wiążą się również z ryzykiem walutowym. Nie dotyczy ono tylko tych klientów, którzy inwestują w aktywa jednego kraju, w walucie kraju, w którym żyją i pracują. Tymczasem zakres dostępnych inwestycji wybiega zdecydowanie poza jeden kraj i jedną walutę. „Polscy inwestorzy mogą i nawet powinni korzystać z możliwości inwestycyjnych w Azji, Ameryce czy Afryce. Istnieją obszary wzrostu gospodarczego dużo lepsze niż w Polsce czy Europie” – przekonuje Andrzej Miszczuk. I wie co mówi, w ofercie F-Trust klienci znajdą operujące na całym świecie fundusze takich globalnych gigantów, jak BlackRock, Franklin Templeton, Fidelity, Schroders, ale także polskich TFI, w tym Caspara lub Quercusa.
Ale chcąc, aby cały świat pracował dla nas, musimy się liczyć z ryzykiem walutowym. Pamiętajmy jednak, że ryzyko to jest obciążone możliwością straty, ale przede wszystkim jest to okazja do osiągnięcia sporego zysku. Inwestycje w dolarach USA mogą rosnąć, mierzone dolarami, ale mogą też przynosić straty, gdy przeliczymy ich wartość według kursu dnia bieżącego. Na przykład ceny akcji amerykańskich wzrosną w okresie naszej inwestycji o 5%, ale dolar straci do złotówki 6%. Mamy wówczas, po przeliczeniu na złotówki, stratę netto wielkości 1%.
„Stratom walutowym można dość łatwo zaradzić zabezpieczając kursy walutowe na inwestycjach w obcych walutach. To tzw. hedgowanie walut. Innym sposobem jest kupowanie funduszy zahedgowanych do złotego. Robimy to wówczas, gdy nasza waluta referencyjna (waluta, w której mierzymy rezultaty inwestycyjne) jest mocniejsza i ma szanse wzmacniać się do waluty, w której inwestujemy – tłumaczy Michał Górczewski. – W przeciwnym wypadku należy cieszyć się, że mamy możliwość inwestowania w obce waluty, bo wartość takich inwestycji będzie rosła w walucie referencyjnej nawet wówczas, gdy ceny akcji będą spadać”.
Warto pamiętać, że kursy walutowe to także odrębny obszar inwestowania. Rynki walutowe są najbardziej płynnymi i największymi rynkami finansowymi. Trzeba jednak mieć na uwadze, że są to rynki spekulacyjne. Inwestowanie długoterminowe oparte wyłącznie na instrumentach walutowych (spekulacje walutowe) nie należą do bezpiecznych ścieżek inwestycyjnych – na tych rynkach można zarobić spore kwoty używając relatywnie małego kapitału, ale można też stracić niejedną koszulę. Wskazane są natomiast takie transakcje walutowe, które mają charakter ochronny. Jest to szczególnie istotne w krótkich okresach inwestycyjnych i przy silnych ruchach kursów walutowych.
- Po pierwsze, zachowanie kapitału według jego wartości nabywczej. To oznacza utrzymanie początkowej, zainwestowanej wartości nominalnej kapitału oraz zwiększanie jego wartości co najmniej o stopę inflacji, czyli uzyskanie wynagrodzenia za zaangażowany kapitał na poziomie średniego, wiekowego wynagrodzenia kapitału, tj. dodatkowe 3% ponad inflację;
- Po drugie, określamy sobie poziom ryzyka, czyli dopuszczalną zmienność wartości portfela, którą jesteśmy w stanie zaakceptować. Wskazujemy wysokość rocznej straty, na jaką możemy się zgodzić biorąc pod uwagę naszą sytuację finansową. Określając poziom ryzyka, wyznaczymy jednocześnie oczekiwane zyski, jakie spodziewamy się osiągnąć w ciągu roku.
- Po trzecie, określimy dopuszczalne klasy aktywów i instrumentów finansowych, w które chcemy zainwestować nasze oszczędności. Mogą to być na przykład akcje polskie, akcje innych rynków, dług skarbowy, opcje walutowe, metale, surowce, nieruchomości, itd.
Po ustaleniu naszych celów inwestycyjnych, pora przejść do wyboru strategii inwestycyjnej. „W niemal każdej wybranej strategii powinniśmy oprzeć się na trzech, zgodnych z wyliczonymi poprzednio celami inwestycyjnymi, fundamentach – przekonuje Andrzej Miszczuk, który od ponad dwudziestu lat zajmuje się inwestycjami na rynku kapitałowym, a przez wiele lat pracował w szwajcarskiej firmie inwestycyjnej Capital, wówczas jednej z największych tego typu na świecie i współpracował z inwestorami indywidualnymi i instytucjonalnymi w niemal całej Europie Zachodniej. – Pierwszy fundament ma pomóc w zachowaniu kapitału, drugi podnieść jego wartość, a trzeci powinien prowadzić nas do znacznego wzrostu kapitału”.
Po kolei. Pierwszy fundament to inwestycje w instrumenty dłużne lub akcje z solidnymi dywidendami. Dochód z długu w postaci odsetek lub dochód z akcji w postaci dywidend będą powiększały wartość naszego kapitału. Drugi fundament jest budowany na bazie dochodu i wzrostu kapitału. Pragniemy stworzyć tutaj wynagrodzenie dla zainwestowanego kapitału oraz podnieść jego wartość poprzez inwestycje w akcje solidnych, trwałych i rosnących spółek. Najlepiej jeśli takie spółki płacą dywidendy. Jeszcze lepiej, jeśli te dywidendy są wysokie. Trzeci fundament ma nas doprowadzić do satysfakcjonującego, czyli znacznego wzrostu kapitału. Tutaj możemy inwestować w akcje spółek wzrostowych, sektory i kraje o dużym potencjale wzrostu, a także w spółki cykliczne. Ta cześć zainwestowanego kapitału będzie podlegała sporym wahaniom. Mamy nadzieję, że najczęściej będą to wahania w górę, ale powinniśmy być realistami gotowymi także na okresowe korekty.
Jeśli konstrukcja naszego portfela oprzemy na trzech wymienionych wyżej fundamentach, to dokonamy pierwszej dywersyfikacji. A dywersyfikacja to najważniejsze, absolutnie priorytetowe słowo w inwestowaniu na rynku kapitałowym. To dzięki dywersyfikacji nasze inwestycje są bezpieczniejsze, to dzięki dywersyfikacji możemy spać spokojniej. Dywersyfikacja przebiega według kryterium ryzyka inwestycyjnego. Wielkość każdego fundamentu w całości portfela może być bardzo różna w różnych okresach – może zmieniać się od kilku do kilkudziesięciu procent. Zmiana będzie następowała w zależności od celu, do którego zmierzamy – pragniemy bardziej chronić kapitał, czy podnosić wartość portfela lub generować dochody.
Również każdy z fundamentów może, a nawet powinien, być wewnętrznie zdywersyfikowany. „Wyobraźmy sobie, że naszym najważniejszym celem jest ochrona kapitału. Wówczas będziemy dywersyfikowali inwestycje między dług skarbowy kilku krajów lub kilku dużych, mocnych spółek – tłumaczy Michał Górczewski, Główny Analityk F-Trust. – Ale możemy też działać odwrotnie, pójść na pełne ryzyko, bo chcemy nasz zysk zmaksymalizować. Inwestujemy wszystkie pieniądze w jedną spółkę, bo mamy przekonanie, że w najbliższych miesiącach lub latach będzie ona dawała najwyższą stopę zwrotu. Przestrzegam przed tak ryzykownym działaniem, bo na rynku kapitałowym tylko z perspektywy historycznej możemy być pewni, jaka spółka była najlepsza. Decyzje inwestycyjne podejmujemy w oczekiwaniu na przyszłe zmiany cen i wyników, a tej przyszłości nie jesteśmy pewni. Zawsze istnieją ryzyka, przed którymi warto się chronić. Dlatego zalecam raczej kupno akcji kilku różnych firm lub, jeszcze lepiej, kilka różnych funduszy akcyjnych”.
Inwestycje na rynku kapitałowym często wiążą się również z ryzykiem walutowym. Nie dotyczy ono tylko tych klientów, którzy inwestują w aktywa jednego kraju, w walucie kraju, w którym żyją i pracują. Tymczasem zakres dostępnych inwestycji wybiega zdecydowanie poza jeden kraj i jedną walutę. „Polscy inwestorzy mogą i nawet powinni korzystać z możliwości inwestycyjnych w Azji, Ameryce czy Afryce. Istnieją obszary wzrostu gospodarczego dużo lepsze niż w Polsce czy Europie” – przekonuje Andrzej Miszczuk. I wie co mówi, w ofercie F-Trust klienci znajdą operujące na całym świecie fundusze takich globalnych gigantów, jak BlackRock, Franklin Templeton, Fidelity, Schroders, ale także polskich TFI, w tym Caspara lub Quercusa.
Ale chcąc, aby cały świat pracował dla nas, musimy się liczyć z ryzykiem walutowym. Pamiętajmy jednak, że ryzyko to jest obciążone możliwością straty, ale przede wszystkim jest to okazja do osiągnięcia sporego zysku. Inwestycje w dolarach USA mogą rosnąć, mierzone dolarami, ale mogą też przynosić straty, gdy przeliczymy ich wartość według kursu dnia bieżącego. Na przykład ceny akcji amerykańskich wzrosną w okresie naszej inwestycji o 5%, ale dolar straci do złotówki 6%. Mamy wówczas, po przeliczeniu na złotówki, stratę netto wielkości 1%.
„Stratom walutowym można dość łatwo zaradzić zabezpieczając kursy walutowe na inwestycjach w obcych walutach. To tzw. hedgowanie walut. Innym sposobem jest kupowanie funduszy zahedgowanych do złotego. Robimy to wówczas, gdy nasza waluta referencyjna (waluta, w której mierzymy rezultaty inwestycyjne) jest mocniejsza i ma szanse wzmacniać się do waluty, w której inwestujemy – tłumaczy Michał Górczewski. – W przeciwnym wypadku należy cieszyć się, że mamy możliwość inwestowania w obce waluty, bo wartość takich inwestycji będzie rosła w walucie referencyjnej nawet wówczas, gdy ceny akcji będą spadać”.
Warto pamiętać, że kursy walutowe to także odrębny obszar inwestowania. Rynki walutowe są najbardziej płynnymi i największymi rynkami finansowymi. Trzeba jednak mieć na uwadze, że są to rynki spekulacyjne. Inwestowanie długoterminowe oparte wyłącznie na instrumentach walutowych (spekulacje walutowe) nie należą do bezpiecznych ścieżek inwestycyjnych – na tych rynkach można zarobić spore kwoty używając relatywnie małego kapitału, ale można też stracić niejedną koszulę. Wskazane są natomiast takie transakcje walutowe, które mają charakter ochronny. Jest to szczególnie istotne w krótkich okresach inwestycyjnych i przy silnych ruchach kursów walutowych.
Autor artykułu Artykuł został przygotowany przez Andrzeja Miszczuka, Głównego Stratega F-Trust, www.f-trust.pl |