środa, 9 grudnia 2015

Tajemnice cyfrowego złota (artykuł przedrukowany)

Aleksander Piński "Tajemnica cyfrowego złota"


Nikt nie wie, kim jest twórca najpopularniejszej cyfrowej waluty na świecie, bitcoina. Wiadomo za to, że jest jednym z najbogatszych ludzi świata – pisze Nathaniel Popper w książce „Digital Gold: Bitcoin and the Inside Story of the Misfits and Millionaires Trying to Reinvent Money” („Cyfrowe złoto: Bitcoin i historia odmieńców i milionerów próbujących odmienić pieniądz”).
Pomysł na bitcoiny pojawił się w 2009 r. w mailu do mało popularnej grupy dyskusyjnej w internecie. Jego autorem był ktoś, kto podpisywał się Satoshi Nakamoto. Widział on bitcoin jako cyfrowy odpowiednik złota. Uniwersalny pieniądz, który może należeć do każdego i który można by wydawać na całym świecie. Podobnie jak w przypadku złota wartość bitcoina zależałaby od tego, ile ludzie chcą za niego zapłacić, a jego podaż byłaby ograniczona (nie może być ich więcej niż 21 mln). Równie trudno byłoby go podrobić.

Stworzenie cyfrowego pieniądza również wymaga pracy, tak jak wydobycie złota, z tym że tym razem wykonują ją komputery. Bitcoin pod kilkoma względami jest lepszy od kruszcu. Nie trzeba statków, by go przewieźć z Nowego Jorku do Londynu. Są też istotne różnice.

O ile każdy kawałek złota istnieje niezależnie od pozostałych, o tyle bicoiny żyją w sieci, co prawda zdecentralizowanej, ale jednak sieci. Tak samo jak strony internetowe. W obu przypadkach nie ma też nadrzędnej jednostki, która je kontroluje. Bitcoin istnieje dzięki osobom, które włączają swoje komputery i wchodzą do internetu.

Pieniądz odebrany władzy

Techniczne szczegóły tworzenia bitcoina są skomplikowane i wymagają znajomości matematyki i kryptografii, ale od samego początku jego istnienia niewielka grupa zapaleńców dbała o to, by cyfrowa waluta się rozwijała. W przeciwieństwie do dolarów czy euro nie była tworzona przez banki centralne i transferowana przez potężne instytucje finansowe. Tworzyli ją ci, którzy z niej korzystali, a nowe pieniądze były powoli dystrybuowane do tych, którzy pomagali w jego rozwoju.

Szybkiemu rozwojowi nowej waluty pomógł kryzys finansowy, który pokazał, ile wad mają obecnie stosowane na świecie systemy pieniężne. Ruchy i organizacje (takie jak Occupy Wall Street czy WikiLeaks) łączyło to, że chciały odebrać władzę uprzywilejowanym elitom i oddać ją zwykłym obywatelom. Bitcoin nadawał się do tego celu idealnie.

Paradoksalnie ci, którzy zaangażowali się w rozwój cyfrowej waluty, mogli zbić majątek.
– To jest pierwsza rzecz, którą znam, dzięki której możesz jednocześnie zmienić świat i stać się bogaty – zauważył jeden z pionierów bitcoina.

Poszukiwany przez wszystkich

Jednym z tych, którym się to udało, jest Satoshi Nakamoto. 6 marca 2014 r. „Newsweek” opublikował okładkowy artykuł zatytułowany „Twarz bitcoina: Tajemniczy człowiek odpowiedzialny za kryptowalutę”. Już wcześniej dziennikarze próbowali ustalić tożsamość twórcy cyfrowego złota, ale nikomu się to nie udało, bo Nakamoto łączył się z siecią w taki sposób, by nie można było zidentyfikować jego komputera. Reporterka „Newsweeka” utrzymywała jednak, że udało jej się rozwiązać tę zagadkę. Odnalazła człowieka, który nazywał się Dorian Nakamoto, ale w jego dokumentach imigracyjnych (przyjechał z Japonii do USA w 1959 r., miał wówczas 10 lat) podane było imię Satoshi. Ten Satoshi Nakamoto ukończył fizykę na California State Polytechnic Univerisity i przed odejściem na emeryturę zajmował się ściśle tajnymi projektami.

Mieszkał z matką i lubił modele kolejek, ale jego najstarsza córka powiedziała reporterce, że jej ojciec jest libertarianinem. Z kolei jego brat oświadczył, że Satoshi bardzo strzeże swojej prywatności, i odmówił rozmowy z dziennikarką, która przygotowywała o nim tekst. Udało się jej jednak zaskoczyć go przed jego domem. Na pytanie o bitcoina miał odpowiedzieć:
– Już nie jestem w to zaangażowany. Nie mogę o tym rozmawiać. To zostało przekazany innym ludziom. Oni się teraz tym zajmują. Nie mam z tym teraz nic wspólnego.
Kiedy jednak po opublikowaniu artykułu dziennikarze zaczęli koczować pod jego domem, wyszedł do nich i oświadczył:
– Nie zajmuje się bitcoinem. Nic nie wiem na ten temat.

Emocje sięgały zenitu, ponieważ według szacunków dziennikarzy bitcoiny w posiadaniu ich twórcy powinny mieć wartość 250 mln dol. (według kursu z czerwca 2015 r.). Ów twórca byłby więc jednym z najbogatszych ludzi świata.

Oczywiście można się było spodziewać, że pomysłodawca bitcoina, chociażby z obawy o swoje bezpieczeństwo, będzie się wypierał się jego autorstwa. W śledztwo zaangażowali się internauci i dziennikarze. Porównując sposób pisania twórcy bitcoina z jego pierwszych maili i recenzji, które fizyk zamieścił na portalu Amazon, ustalili, że twórca waluty o wiele lepiej radził sobie z językiem angielskim niż japońsko-amerykański fizyk. Co ciekawe, na liście dyskusyjnej bitcoina po raz pierwszy od 2009 r. odezwał się prawdziwy Satoshi Nakamoto. Napisał: „Nie jestem Dorianem Nakamoto”.

Kryminał walutowy

W książce zwraca uwagę rozdział, w którym autor przedstawia historię założonego przez niejakiego Rossa Ulbricha portalu Silk Road, na którym m.in. handlowano narkotykami. Było to możliwe tylko dlatego, że bitcoin pozwala na anonimowe transakcje. Twórca portalu bardzo długo skutecznie ukrywał swoją tożsamość, łącząc się z internetem tak, by uniemożliwić ustalenie adresu jego komputera. Popełnił jednak błąd, który kosztował go wolność (skazano go na dożywocie bez możliwości wyjścia na wcześniejsze warunkowe zwolnienie). Otóż pod koniec 2011 r., jeszcze zanim założył Silk Road, Ulbricht opublikował ogłoszenie o poszukiwaniu programistów do projektu związanego z bitcoinem. Podpisał się pod nim pseudonimem, z którego potem korzystał na Silk Road i podał do kontaktu swój adres mailowy z gmail.com. Co prawda później skasował to ogłoszenie, ktoś jednak na nie odpowiedział, a do odpowiedzi wkleił się jego tekst. To wystarczyło, by agent federalny odnalazł je, wpisując w wyszukiwarce internetowej pseudonim Ulbirchta z Silk Road.

Nathaniel Popper jest reporterem „The New York Times” i to widać w książce. Pod względem konstrukcji przypomina trochę publikację Michaela Lewisa „Błyskotliwi chłopcy. Rewolta na Wall Street”. Obie książki opisują trudne do zrozumienia przez laików zjawiska od strony ludzi zaangażowanych w ich tworzenie i rozwijanie. Dostajemy soczysty, pełen szczegółów reportaż z życia osobistego bohaterów, a między wierszami przemycana jest wiedza o tym, jak działa wirtualna waluta. Jest to więc propozycja dla każdego, kto chciałby wiedzieć więcej na temat bitcoina, a przy okazji przeczytać ciekawą historię o tworzących go ludziach. Jedyną wadą publikacji jest to, że choć została wydana kilka miesięcy temu, szybko się dezaktualizuje. Warto więc regularnie uzupełniać wiedzę o bitcoinie w internecie.
www.obserwatorfinansowy.pl/otwarta-licencja.

Artykuł jest przedrukiem z portalu obserwatorfinansowy.pl dostępnym na zasadach otwartej licencji.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.

-->