Trafiłem ostatnio na zmienioną ustawę o funduszach inwestycyjnych i naszła mnie pewna refleksja. Otóż "nasz kochany ustawodawca" (jak to zwykli określać znajomi prawnicy) stworzył coś takiego jak konieczność rejestracji i regulacji działania tak zwanych Alternatywnych Spółek Inwestycyjnych. Nie wnikając w szczegóły po lekturze tej ustawy doszedłem do wniosku, że jej zapisy są na tyle mętne, że przy odrobinie chęci można byłoby uznać każdą spółkę prawa handlowego za podlegającą konieczności regulacji przez KNF. Wszak każda spółka spełnia takie kryterium: "3. Wyłącznym przedmiotem działalności alternatywnej spółki inwestycyjnej, z zastrzeżeniem wyjątków określonych w ustawie, jest zbieranie aktywów od wielu inwestorów w celu ich lokowania w interesie tych inwestorów zgodnie z określoną polityką inwestycyjną." Przecież każdą spółkę zakłada się po to aby zebrać aktywa i je zainwestować. Widać, że ktoś kto pisał te przepisy nigdy chyba biznesu nie prowadził. Może przesadzam, ale tak nieoczywiście napisanych przepisów w naszym kraju jest wiele.
Teraz przedsiębiorcy siedzą i głowią się czy aby to oni podpadają pod te czy inne nowe regulacje i czy chcąc "tylko robić biznes" to łamią prawo czy nie. Rocznie w naszym kraju powstaje kilkadziesiąt tysięcy stron przepisów. Nie jest możliwe zapoznanie się z nimi wszystkimi koniec końców większość przedsiębiorców działa "na czuja" licząc, że może się urząd nie doczepi.
Źródło: Kukiz15
Z resztą okazuje się, że działanie półlegalne jest skuteczniejsze i łatwiejsze niż próby spełnienia tych wszystkich bolszewickich regulacji. Czego urząd nie wie to za to nie ukarze. Więc opłaca się przedsiębiorcom nie rejestrować pewnych rodzajów działalności, bo choćby nie podlegają wtedy kontroli (np.czy oddają karty odpadów czy jakoś tak), nawet ci którzy w ogóle nie mają zarejestrowanej działalności i nie płacą żadnych podatków mają lepiej bo urząd ich nie skontroluje bo o nich nie wie.
Przeregulowanie gospodarki zawsze prowadzi co paraliżu i do tego, że wcale nie działa ona lepiej. Nadmierne obciążenia prawne powodują tylko preferowanie dużych przedsiębiorców, których stać na obsługę kancelarii prawnych, optymalizację podatkową i doradców. tysiące małych biznesów woli się zamknąć niż użerać z systemem. Niektórzy zwiewają za granicę.
Tymczasem inflacja przepisów to jest raj dla urzędników, którzy w mętnych wodach polskiej legislacji mogą znaleźć dowolną wymówkę do absurdalnych decyzji czy też nicnierobienia. Czy te wszystkie regulacje są potrzebne? No przecież miały chronić inwestorów czy klientów, powie KNF. Miały i nie uchroniły przed takim np. Amber Goldem, choć przepisów w naszym kraju, które zostały przy okazji tej afery złamane było co niemiara.
Wygląda więc na to, że inflacja prawa "ku ochronie interesów konsumentów" jest pretekstem do urzędniczej wszechwładzy. Wszyscy w jednym szeregu - politycy i urzędnicy traktują ludzi jak bezmózgich idiotów nie będących w stanie zadbać sami o swój własny interes. To postkomunistyczne myślenie, każde traktować jednostkę jak debila, którym musi się opiekować państwo. Problem w tym, że wielu ludzi samemu w to wierzy. Utrwalają się więc takie postawy jak wyciąganie ręki po 500+ czy marsze protestacyjne frankowiczów. Państwo powinno dać i państwo powinno bronić.
A czyż jednostka wolna nie ma mózgu, który by nią kierował? Czy wolność jednostki nie oznacza prawa do popełniania błędów i obowiązku ponoszenia konsekwencji? Czy odpowiedzialny człowiek (przedsiębiorca, czy inwestor), ponosząc ryzyko nie powinien ponosić go z pełnymi konsekwencjami? Tworząc regulacje chroniące jednych, siłą rzeczy dyskryminujemy drugich, którzy takiego parasola ochronnego nie mają. Mamy więc przeregulowaną gospodarkę z rosnącymi nierównościami. Lepiej mają złodzieje i oszuści i cwaniacy wyciągający rękę po to państwo rozdaje. Doskonałe pole do popisu dla possocjalistycznych populistów. Tymczasem ktoś chcący żyć uczciwie i "tylko robić biznes" ma co wieczór ochotę pierdolnąć wszystkim i zwiewać gdzie pieprz rośnie.
Tymczasem inflacja przepisów to jest raj dla urzędników, którzy w mętnych wodach polskiej legislacji mogą znaleźć dowolną wymówkę do absurdalnych decyzji czy też nicnierobienia. Czy te wszystkie regulacje są potrzebne? No przecież miały chronić inwestorów czy klientów, powie KNF. Miały i nie uchroniły przed takim np. Amber Goldem, choć przepisów w naszym kraju, które zostały przy okazji tej afery złamane było co niemiara.
Wygląda więc na to, że inflacja prawa "ku ochronie interesów konsumentów" jest pretekstem do urzędniczej wszechwładzy. Wszyscy w jednym szeregu - politycy i urzędnicy traktują ludzi jak bezmózgich idiotów nie będących w stanie zadbać sami o swój własny interes. To postkomunistyczne myślenie, każde traktować jednostkę jak debila, którym musi się opiekować państwo. Problem w tym, że wielu ludzi samemu w to wierzy. Utrwalają się więc takie postawy jak wyciąganie ręki po 500+ czy marsze protestacyjne frankowiczów. Państwo powinno dać i państwo powinno bronić.
A czyż jednostka wolna nie ma mózgu, który by nią kierował? Czy wolność jednostki nie oznacza prawa do popełniania błędów i obowiązku ponoszenia konsekwencji? Czy odpowiedzialny człowiek (przedsiębiorca, czy inwestor), ponosząc ryzyko nie powinien ponosić go z pełnymi konsekwencjami? Tworząc regulacje chroniące jednych, siłą rzeczy dyskryminujemy drugich, którzy takiego parasola ochronnego nie mają. Mamy więc przeregulowaną gospodarkę z rosnącymi nierównościami. Lepiej mają złodzieje i oszuści i cwaniacy wyciągający rękę po to państwo rozdaje. Doskonałe pole do popisu dla possocjalistycznych populistów. Tymczasem ktoś chcący żyć uczciwie i "tylko robić biznes" ma co wieczór ochotę pierdolnąć wszystkim i zwiewać gdzie pieprz rośnie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.