Pięć lat temu napisałem na tym blogu wpis o bankach centralnych, próbujących kolejnymi falami luzowania ilościowego, wywołać inflację i zdewaluować własne waluty. Od tego czasu w sumie niewiele się zmieniło poza tym, że bilanse banków centralnych rozdęły się do niewyobrażalnych wcześniej rozmiarów, a na świecie nie mamy inflacji tylko ujemne stopy procentowe.
Tamten wpis sprzed lat przypomniał mi się kiedy na blogu Zerohedge trafiłem na wpis właśnie o tym jak to banki centralne teraz bardzo chcą wywołać inflację. Oczywiście, że chcą - inflacja byłaby bardzo na rękę wszystkim: bankom centralnym, politykom, sektorowi finansowemu. Inflacja jest lubiana przez polityków bo podnosi bazę podatkową (od wyższych nominalnie cen pobiera się wyższy VAT) i pozwala spłacać długi mniej wartym pieniądzem. Bank centralny lubi inflację bo wtedy istnieje zapotrzebowanie na fiducjarny pieniądz. Sekto finansowy lubi ją bo pozwala na "normalne" funkcjonowanie kredytów przy dodatnich stopach procentowych. Inflacja jednak ograbia oszczędzających z ich majątku i dlatego nie lubią jej ci, którzy żyją z kapitału.
Problem w tym, że działania banków centralnych nie przynoszą spodziewanych skutków. Na rynku jest za dużo pieniądza, generalnie system finansowy działa na biegu anormalnym, nigdy w historii nie było takiego zalewu pieniędzy drukowanych przez banki centralne przy jednoczesnym gigantycznym długu państwowym i ujemnych stopach procentowych. Kryzys który nadejdzie będzie kryzysem zaufania a nie płynności.
Tu jeszcze jeden ciekawy artykuł na ten temat https://www.sprottmoney.com/blog/global-debt-grows-central-banks-are-buyer-tim-taschler.html
Tu jeszcze jeden ciekawy artykuł na ten temat https://www.sprottmoney.com/blog/global-debt-grows-central-banks-are-buyer-tim-taschler.html
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.