W ostatnich tygodniach słowo "bitcoin" zaczęło się znacznie częściej pojawiać na łamach newsów i prasy. Wywołane jest to bezprecedensowym rajdem, który wyniósł wartość tej kryptowaluty do poziomów nie widzianych od końca 2013 roku.
Aktualnie dzienny wolumen obrotów na rynkach handlujących bitcoinem wynosi około 300-400milionów dolarów dziennie. To nie jest dużo, to jest ułamek tego co dziennie przelewa się przez Wall Street.
Wyglądało to więc tak, że od wielu miesięcy wartość bitcoina wrastała, ale przed końcem roku 2016 dostała dodatkowego dopalacza w. Nagłówki prasowe sugerowały, że stało się tak w wyniku wiadomości z Chin, Indii i Wenezueli.
Fakt faktem, obecnie 95% obrotów na bitcoin generują użytkownicy z Chin, tymczasem waluta chińska trochę zaczęła się osłabiać. Bardziej rzeczywistym powodem, który wpłynął na wzrost wartości bitcoina, były działania rządu chińskiego, który chce ograniczyć wypływ pieniędzy z kraju. W skutek tego wielu chińskich użytkowników zaczęło kupować bitcoina za juany i następnie sprzedawać go na zagranicznych giełdach za dolary czy euro. Drugi element popytu ze strony chińskich użytkowników to czysta spekulacja - oczekiwanie na dalszy wzrost wartości.
Ten spekulacyjny element widać było wyraźnie kiedy bitcoin dotarł do psychologicznej granicy 1150 dolarów (wartość poprzedniego szczytu w 2013 roku). Bardzo szybko część posiadaczy zaczęła wtedy realizować zyski.
Drugi element, to podsycane zainteresowanie bitcoinem wynikające z zamieszania wokół demonetyzacji w Indiach. Zamieszanie związane ze skasowaniem z obiegu olbrzymiej ilości papierowej waluty spowodowało naturalną ucieczkę kapitału do wszystkiego innego, w tym bitcoina. Ten argument był często podawany w newsach prasowych jako jeden z powodów wzrostu wartości bitcoina, ale moim zdaniem jego wpływ był bardziej psychologiczno spekulacyjny niż faktyczny. Obroty na rynku indyjskim nie są aż tak wielkie aby wpłynąć w ten sposób a cenę bezpośrednio. Zamieszanie w Indiach wpłynęło raczej pośrednio na stan ducha spekulacyjnie nastawionych inwestorów poza granicami Indii.
Ostatni argument jaki był podawany w popularnej prasie to Wenezuela. Oczywiście panujący tam kryzys gospodarczy i walutowy pcha wielu świadomych użytkowników bitcoina w tym kraju, do zakupów tej kryptowaluty. Jednakże, skala wpływu tych zakupów na światowy rynek tej waluty jest moim zdaniem także psychologiczna, a nie faktyczna. Nawet wielokrotny wzrost zainteresowania kryptowalutami w tym kraju nie wpłynie na kurs waluty przez sam wolumen obrotu - raczej będzie pretekstem do spekulantów w Azji aby robić sobie nadzieje na dalszy wzrost kursu.
Z bitcoinem jest generalnie tak, że każde zamieszanie wokół walut papierowych przypomina wszystkim świadomym istnienia kryptowalut o tym, że można do nich załadować kapitał. Przed bitcoinem jest zapewne jeszcze wiele takich baniek i wiele spekulacyjnych rajdów nakręcanych obawami o kapitał wyrażony w fiducjarnych pieniądzach. Z racji niskiej kapotalizacji rynku rajdy te, jak i następujące po nich korekty mogą być równie gwałtowne jak ostatnio osiągając zmienności rzędu 30% dziennie. Raczej może to odstraszyć inwestorów przyzwyczajonych do "klasycznych" rynków kapitałowych i dysponujących dużymi pieniędzmi. Nikt tych dużych pieniędzy w rynek bitcoina nie załaduje nie stając się jednocześnie manipulatorem ceny, w takiej sytuacji nikt nie wejdzie z naprawdę dużym kapitałem w rynek, z którego potem nie będzie mógł ewakuować się nie zbijając kursu o 30%.
Sądzę zatem, że owszem bitcoin ma przed sobą wzrosty, w sumie lepiej aby były spokojniejsze, ale i nieuniknione są rynkowe turbulencje.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.