Przyszło mi do głowy, że powinienem o tym napisać. Niestety wydaje mi się, że wielu ludzi, także polityków mających wpływ na gospodarkę, zapomina o tym fakcie, że ekonomia nie jest grą o sumie zero.
Warto się nad tym pochylić bo ma to daleko idące implikacje. Gra o sumie zerowej, to jest taka, w której w przypadku gdy jeden z graczy zyskuje, pozostali muszą tracić tyle samo ile on zyskał. W sumie bilans w grze o sumie zero wynosi właśnie zero, czyjaś strata jest zyskiem kogoś innego.
Ekonomia nie jest takim przypadkiem, z prostego powodu. Jeżeli zawieramy transakcję, to aby do niej doszło, (przy założeniu wolnego rynku - bo tylko takie założenie ma sens) obie strony muszą odnieść korzyść. Jeżeli kupuję od pana Kowalskiego samochód, to według mojej oceny tej transakcji jego wartość jest większa niż wartość pieniędzy, które za niego daję w formie ceny. Z kolei dla Kowalskiego, wartość auta jest mniejsza niż wartość pieniędzy, które otrzymuje jako zapłatę. Na końcu transakcji mam pojazd, który ma dla mnie jakąś wartość i jestem zadowolony z transakcji, a Kowalski ma pieniądze i też jest zadowolony. Gdyby było inaczej (zakładamy warunki idealne i wolny rynek) nie zawarlibyśmy umowy.
Oczywiście zaraz zgłosi się ktoś i powie, że w realnym świecie są oszuści, cwaniacy, złodzieje i niedoskonała informacja dla obu stron. Owszem, ale to są zaburzenia, które nie zmieniają fundamentalnej zasady, która mówi, że strony nie zawrą transakcji jeżeli nie będą przekonane, że będzie ona z korzyścią dla nich.
Tak więc na końcu takiej operacji ekonomicznej mamy dwie strony, które mają przekonanie, że wartość ich majątku jest większa. Pamiętajmy przy tym o jednym - wartość jest trudno mierzalna i nie jest to wyłącznie wartość liczbowa. Na pomijaniu tego aspektu zasadza się błąd całej masy ekonomistów, wydaje im się, że wszystko sprowadza się do ceny i wyrażonych w pieniądzu współczynników, a to nie prawda.
Takie wypaczone spojrzenie na ekonomię prowadzi do absurdów w stylu takim, że do PKB liczy się wartość pracy pokojówki, za którą płacimy wynagrodzenie, ale już nie któregoś z domowników, który posprzątał mieszkanie "w zamian za wikt i opierunek". Generalnie z dużą rezerwą należy podchodzić do niektórych miar ekonomicznych, bo zasadzają się na mocno upraszczających założeniach co do rzeczywistości.
Wracając do tematu wpisu, to dzięki temu, że w każdej transakcji ekonomicznej dla obu stron tworzona jest pewna dodana wartość (niekoniecznie mierzalna), cała ta ekonomia się kręci. Ludzie, którzy tego nie rozumieją, żyją w przeświadczeniu, że światem rządzą oszuści i wyzyskiwacze, podczas gdy często jest tak, że ludzie bogaci dorobili się majątków właśnie dlatego, że oferowali produkty lub usługi, za które inni chcieli zapłacić.
Ja nie twierdzę, że w gospodarce nie ma patologii czy nieuczciwości, chcę tylko powiedzieć, że nie należy na całą ekonomię patrzeć przez pryzmat wyzysku, bo to prosta droga do ułomnego spojrzenia na świat, które prezentowali komuniści. Jak próbowali na nowo układać gospodarkę po swojemu, to nijak nie chciała im działać.
1 komentarz :
Chyba jest już tak, że są ludzie którzy na wszystko patrzą z perspektywy "ktoś mnie oszukuje", "to jest wyzysk" itd. Po prostu umiejscawiają sprawczość za swój los poza swoją skromną osobą i za swoje niepowodzenia obarczają innych. Dotyczy to też gospodarki. Jasne, są oszuści, ale najlepszym na nich sposobem jest po prostu się nie dać oszukać. :) To chyba jest taki trochę bagaż pokomunistyczny, kiedy to państwo "zajmowało się i troszczyło" o każdego. Jeszcze wiele lat musi upłynąć zanim to się zmieni.
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.