Kiedyś spierałem się w komentarzach na blogu z jednym z czytelników, który zarzucił mi, że niezasadnie (jego zdaniem) twierdziłem, że nasz system emerytalny doprowadzi do bankructwa ZUS. Argumentował on, że przecież ZUS formalnie zbankrutować nie może, a jak będzie trzeba to państwo dodrukuje ile trzeba i tak czy siak każdy jakąś emeryturę dostanie.
W sumie prawda, dlatego też pomyślałem sobie, że idąc tym tropem, postanowiłem rozwinąć temat. Bo bankructwo ZUS choć formalnie niemożliwe, techniczne się dokona tak czy siak, łącznie z upadkiem całego systemu finansów publicznych. Tak będzie, jeżeli wzrost gospodarczy nie nadąży z dostawami gotówki do budżetu w stopniu wystarczającym do zasypywania rosnącej dziury (wynikającej z demografii).
Nie ukrywam, że do napisania tego wpisu natchnął mnie artykuł, który przeczytałem tutaj. Nie chcę go jednak przepisywać, tylko rozwinąć swoją myśl.
Otóż rzeczywiście formalnie ZUS zbankrutować nie może.Co zatem państwo będzie musiało zrobić kiedy zacznie tam brakować pieniędzy? To co już robiło wcześniej, czyli dopłacić z budżetu. te pieniądze w budżecie mogą pochodzić z różnych źródeł - można wyprzedać majątek narodowy (ale to już w dużej mierze dokonano), można uszczelnić system podatkowy (to się dokonuje ale ma pewne granice możliwości - nie da się osiągnąć szczelności większej niż 100%), można podnieść podatki (ale to stłamsi wzrost gospodarczy i w pewnym momencie może zmniejszyć wpływy do budżetu, można w końcu pożyczyć pieniądze (tyle tylko, że już mamy mnóstwo długów i trzeba od tych długów płacić odsetki, nie da się w nieskończoność zadłużać), można też "zreformować system" i obniżyć emerytury.
Każde z tych rozwiązań jest de facto rozwiązaniem czasowy, ograniczonym i nie rozwiązującym fundamentalnego problemu, polegającego na tym, że system co do swoich założeń nie bilansuje się kiedy mamy w kolejnych rocznikach coraz mniej osób wchodzących na rynek pracy.
Systemy ubezpieczeń społecznych oparte o redystrybucję składki, były pomyślane dawno temu w czasach kiedy średnia długość życia była niższa a przyrost naturalny wyższy. Przy takich założeniach demograficznych piramida (będąca de facto schematem Ponziego, za którą wsadza się do więzienia) była w stanie się przez jakiś czas nie wywracać. Trzeba sobie tylko uświadomić, że umowa społeczna obiecująca emerytury była oparta na oszustwie, na tym, że to piramida finansowa.
Poza tym system jest powykrzywiany przez różnorakie przywileje i ulgi, które w ostatecznym rozrachunku przyczyniają się do tego, że więcej z niego wypływa niż do niego wpływa.
Będziemy zatem świadkami dosypywania do ZUS z różnych źródeł. A to pieniądze wypłyną z budżetu. Nie będzie ich zatem na coś innego na przykład na drogi, szkoły czy przedszkola. W innym wariancie pieniądze wydrukuje NBP (i w jakiś magiczny sposób obchodząc zakaz zadłużania się budżetu w banku centralnym przekaże je do budżetu państwa) - wtedy wzrośnie inflacja, ceny dóbr skoczą, stracą posiadacze oszczędności (czyli przede wszystkim ci, którzy starali się zaoszczędzić na swoją starość), a ci którzy będą mieli już marne emerytury będą płacić więcej za chleb, jajka czy mleko.
Niestety nie widzę specjalnie nic co miałoby doprowadzić do zbilansowania całego systemu. politycy mogą łudzić się, że szybki wzrost gospodarczy pozwoli umknąć na chwilę nadchodzącej katastrofie finansowej, ale to jest zamiatanie problemu pod dywan a nie rozwiązywanie fundamentalnie niezbilansowanego systemu. Kiedy smutna prawda się zmaterializuje - będziemy mieli sytuację jak w Grecji.
1 komentarz :
To jest na tyle nieuchronne, że właśnie nie opłaca się już nic robić. Plajta, później zmiana systemu na np. minimalne emerytury obywatelskie.
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.