Mamy ostatnio przyjemność lub nie (zależy od punktu widzenia) doświadczać zakazu handlu w niedzielę. Miłościwie nam panujący rząd za punkt honoru postawił sobie udupienie handlu. ponieważ z podatkiem od galerii handlowych (jeszcze) nie wyszło, to przynajmniej zakaz handlu działa. W kwietniu mamy trzy niedziele "niehandlowe". Czym to się objawia? Ano wszystkie te punkt, których ruch nie przeniósł się na inne dni (czyli przede wszystkim gastronomia) zlokalizowane w galeriach, mają teraz problem. Koszty funkcjonowania, które ponoszą nie zmniejszyły się, za to obroty w niedziele spadły niemal do zera. Grycan żalił się, że nie opłaca się utrzymywać tych punktów otwartych bo w niedziele i tak nikt nie przychodzi. To są tego rodzaju zakupy, które dokonuje się impulsywnie albo przy okazji. Nikt nie pojedzie do galerii handlowej specjalnie na lody albo do piekarni, nawet jeśli te punkty będą tam otwarte. Chleb to pewnie jeszcze kupi w sobotę, ale lodziarnia czy restauracja, w której zjadłby coś "przy okazji" może się na niedzielę również zamknąć.
Mamy więc stałe koszty, których nie pokrywa niedzielny utarg. Co więc może zrobić taki punkt aby przetrwać? Musi podnieść ceny tak aby skompensować choć trochę ubytek utargu.
Refleksja ta nadeszła mnie nad talerzem zupy, która kiedyś kosztowała 6,85zł a dziś zapłaciłem za nią 10,10zł to jest wzrost o 47%!!!! Przecież nikt nie wmówi mi, że o tyle w ciągu miesiąca podrożały warzywa czy wsad mięsny!
To prowadzi mnie do innego pytania, czy takie zmiany cen przyczynią się do wzrostu inflacji? Nie wiem, jest pewna elastyczność cenowa konsumentów. Wzrost o 47% jest może ekstremalny, ale powoduje, że niejeden (być może także ja) tej zupy już więcej nie kupi. Jej udział w moim koszyku dóbr więc de facto zmaleje. Pytanie tylko ile jeszcze produktów tego rodzaju będzie? A co z innymi produktami? Czy w ich cenach też zostaną ujęte podwyższone koszty? pewnie markety sprytnie zamaskują ten wzrost "promocjami" w sobotę. Chętnie bym zobaczył jakieś dane na ten temat. Tymczasem napiszcie jakie Wy macie spostrzeżenia.
4 komentarze :
Nie sądzę, żeby ten zakaz doprowadził do jakichś większych zaburzeń. Gelerie handlowe i większe sklepy tracą, ale za to zyskują małe osiedlowe sklepiki rodzinne.
Poza tym zakaz handlu w niedzielę nie zmienił potrzeb ludzi. Moim zdaniem będą nadal kupować mniej więcej tyle samo, tyle że albo w inne dni, albo w innych sklepach.
Oczywiście niektórzy handlowcy będą sobie próbowali rekompensować tę sytuację wyższymi cenami. Wierzę jednak, że jeżeli tylko rząd nie będzie chciał w to ingerować, to wolny rynek dość szybko ureguluje tę sytuację.
A propos sklepików rodzinnych to na Węgrzech po wprowadzeniu zakazu handlu w niedzielę zamknęło się 5 tysięcy małych rodzinnych sklepików. natomiast to o czym ja pisałem to przede wszystkim ceny usług a nie towarów na sklepowych pólkach, gdzie markety mają dużą siłę rynkową by je zbijać w dół.
Generalnie to wydaje mi się, że skutki tych zakazów niedzielnych odczujemy dopiero za jakiś czas. W większości będą negatywne...
Dalej nie rozumiem po co jest ten zakaz. Reszta świata ma pootwierane sklepy w niedziele i jakoś nikt nie ma z tym problemów
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane. Zastrzegam sobie prawo do zablokowania komentarza bez podania przyczyn. Komentarze zawierające linki wyglądające na reklamowe lub pozycjonujące - nie będą publikowane.