Nie mam czasu na długi wpis, ale kilka rzeczy skłoniło mnie do pewnej refleksji. Otóż od jakiegoś czasu zaczynam zauważać w nagłówkach mainstreamowych portali internetowych wzmianki, że znów nadchodzi kryzys. No i tak zastanawiam się czy fundamentalnie cokolwiek się zmieniło w kontekście poprzedniego kryzysu?
Wydaje mi się, że fundamenty naszego systemu ekonomiczno politycznego są od dawna nie zmienione. Kryzys roku 2008 nie wpłynął na nie zasadniczo. System zareagował tak jak potrafił, dodrukiem pieniądza i zwiększeniem koncentracji kapitału w rękach tych, którzy sprawują ekonomiczno polityczną kontrolę nad strumieniami przepływu pieniędzy.
Czytałem dziś artykuł o tym jakoby ogłoszono, że kryzys Grecji się skończył. Objawia się to tym, że zanotowano wzrost gospodarczy, ale przy 20% bezrobociu i totalnej prywatyzacji państwa. Cała pomoc międzynarodowa dla Grecji była zaś tylko ratowaniem niemieckich i francuskich banków, które pożyczały jej pieniądze. Ratowanie to odbywało się za pieniądze podtaników (albo wydrukowane co wychodzi na to samo bo to podatnicy doświadczają inflacji).
W tym kontekście film, który ostatnio trafiłem bije w punkt.
Mamy do czynienia z kryzysem, ekologicznym, ekonomicznym i politycznym. System ekonomiczny oparty na nieustannym wzroście, długu i dewaluacji pieniądza w długim terminie jest nie do utrzymania. Podobnie jak to, w jaki sposób eksploatujemy naszą planetę, która jest systemem zamkniętym. Polecam książkę "Świat na rozdrożu", którą recenzowałem tu na blogu - tam jest wyjaśnione dlaczego te elementy są ze sobą powiązane. Na to nakłada się kryzys polityczny - nie da się utrzymać systemu polityczno ekonomicznego w sytuacji kiedy zarówno politycy jak i wyborcy przedkładają cele krótkoterminowe nad długofalowe. Niestety jest to immanentną dysfunkcją demokracji...