Globalna wojna handlowa zapoczątkowana przez Donalda Trumpa to nie tylko seria drastycznych posunięć w sferze ceł, ale przede wszystkim sygnał zmiany w światowym porządku gospodarczym. W ciągu ostatnich miesięcy, wprowadzając 25-procentowe cła na towary z Meksyku i Kanady – z wyjątkiem kanadyjskich surowców energetycznych, które obciążone są jedynie 10-procentową stawką – a także podwyższając taryfy na towary chińskie, administracja amerykańska rozpoczęła coś, co można nazwać prawdziwą wojną celną. Takie posunięcia, choć mające na celu odbudowę amerykańskiej gospodarki i zmniejszenie deficytu handlowego, niesie ze sobą ogromne konsekwencje dla całego świata.
Trzeba przyznać, że patrząc wstecz, potęga USA po drugiej wojnie światowej opierała się w dużej mierze na znoszeniu barier handlowych. Globalizacja, która wtedy zapoczątkowała niebywały wzrost gospodarczy, stała się fundamentem współpracy międzynarodowej. Dlatego niezwykle dziwne wydaje się, że dzisiaj, w dobie, gdy globalizacja posunęła si
ę być może za daleko, stawia się cła nawet na towary pochodzące z najbliższych sojuszników, takich jak Kanada. Czy w tym działaniach kryje się przemyślana strategia, czy raczej celowe błądzenie i miotanie się w poszukiwaniu winnych? Trudno jednoznacznie stwierdzić, ale już teraz widoczne są pierwsze efekty – chaos w łańcuchach dostaw, wzrost cen i niepewność rynkowa, które zdają się przeczyć dotychczasowemu trendowi liberalizacji handlu.
W Stanach Zjednoczonych presja inflacyjna nabiera tempa. Wyższe koszty importowanych towarów przekładają się na ceny w sklepach, co w połączeniu z zakłóceniami w globalnych łańcuchach dostaw powoduje, że konsumenci zaczynają odczuwać skutki protekcjonistycznej polityki na własnej skórze. Firmy, szczególnie te z sektorów motoryzacyjnego czy elektronicznego, zmuszone są do podnoszenia cen swoich produktów, co tylko potęguje obawy o dalszy wzrost inflacji i opóźnienie ewentualnych obniżek stóp procentowych przez Fed. Niepewność wśród inwestorów, którzy zamiast inwestować w akcje, kierują swoje środki ku obligacjom czy złotu, dodatkowo komplikuje sytuację na rynkach finansowych.
Efekty tej wojny celnej rozchodzą się jednak daleko poza granice USA. Państwa takie jak Kanada, Meksyk czy Chiny już zapowiadają odwetowe taryfy, a Unia Europejska, choć nie jest bezpośrednio objęta najwyższymi stawkami, nie pozostaje bierna. Wprowadzanie ceł na import amerykańskich towarów oraz możliwość eskalacji sporów handlowych powodują, że globalne łańcuchy dostaw zaczynają tracić na spójności. Dla krajów europejskich, których gospodarki opierają się na silnych relacjach handlowych z USA, efekt domina może być znaczący. W Europie, gdzie sektor motoryzacyjny generuje biliony euro PKB i zatrudnia miliony osób, niepewność handlowa odbija się negatywnie na wycenach spółek oraz perspektywach inwestycyjnych.
Sytuacja Polski, choć na pierwszy rzut oka wydaje się mniej dotknięta bezpośrednimi cełami (bezpośredni eksport do USA stanowi zaledwie kilka procent ogólnej wymiany handlowej), również nie pozostaje bez konsekwencji. Jako członek Unii Europejskiej, Polska doświadcza efektów spowolnienia wzrostu gospodarczego i spadku zamówień wynikających z ogólnoeuropejskiej recesji wywołanej konfliktem handlowym. Problemy europejskich gigantów motoryzacyjnych, których zakłady często funkcjonują na terenach Polski, mogą prowadzić do dalszych komplikacji w sektorze przemysłowym, co w konsekwencji odbije się na rynku pracy i inwestycjach.
Osobiście uważam, że obserwujemy moment zwrotny, który może przyspieszyć proces deglobalizacji. To ironiczne, że kraj, który zbudował swoją potęgę właśnie na zasadzie znoszenia barier i otwarciu się na światowy rynek, teraz decyduje się na protekcjonistyczne posunięcia, nakładając cła nawet na tak bliskich partnerów jak Kanada. Można się zastanawiać, czy polityka ta ma jasno określony cel, czy raczej jest wynikiem chaotycznego miotania się w poszukiwaniu krótkoterminowych korzyści politycznych, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku w dłuższej perspektywie.
Patrząc na przyszłość, wojna celna może oznaczać poważne zaburzenia w światowym handlu. Konsumenci będą płacić więcej, a firmy – zwłaszcza te zależne od globalnych łańcuchów dostaw – mogą zmagać się z rosnącymi kosztami produkcji. Niepewność co do dalszych posunięć administracji amerykańskiej sprawia, że inwestorzy będą ostrożni, co może prowadzić do dalszych spadków na giełdach. Rynki walutowe również mogą zostać zrewidowane, gdyż kraje dotknięte odwetowymi cłami mogą odczuwać presję na osłabienie swoich walut.
Dla Unii Europejskiej i Polski kluczowe będzie znalezienie równowagi między ochroną własnych interesów a koniecznością utrzymania otwartości handlowej. UE, która od lat promowała integrację i liberalizację rynku, musi teraz stawić czoła wyzwaniom związanym z deglobalizacją. Polska, choć stosunkowo niewielkim graczem na arenie międzynarodowej, może odczuć pośrednie skutki globalnego spowolnienia i wzrostu inflacji, co z kolei wpłynie na konkurencyjność krajowej gospodarki. W obliczu takich wyzwań konieczne będą przemyślane decyzje zarówno ze strony polityków, jak i przedsiębiorców, którzy będą zmuszeni do adaptacji do nowego, mniej przewidywalnego porządku światowego.
Obserwujemy bowiem, jak bardzo rynek globalny uległ transformacji – z systemu otwartej współpracy międzynarodowej przechodzimy w kierunku coraz bardziej protekcjonistycznych rozwiązań, które mogą w dłuższej perspektywie zaszkodzić nie tylko pojedynczym gospodarkom, ale całemu systemowi światowej wymiany handlowej. Warto się zastanowić, czy ta zmiana jest nieuniknionym etapem ewolucji globalnej gospodarki, czy raczej chwilowym odruchem, który w efekcie przyniesie więcej strat niż zysków.
Wojna handlowa Trumpa to zatem nie tylko polityczne posunięcie, ale także sygnał, że światowy system handlowy stoi u progu radykalnych przemian. Czas pokaże, czy protekcjonistyczne działania przyczynią się do odbudowy gospodarki amerykańskiej, czy też staną się katalizatorem długotrwałych problemów dla całego świata. Na pewno jednak już teraz nie można mówić o powrocie do dawnej epoki bez barier – współczesny świat handlu jest znacznie bardziej skomplikowany, a konsekwencje takich decyzji będą odczuwalne przez wiele lat.